niedziela, 5 maja 2013

Rozdział 20

~jakiś czas później~

-Czujecie to, czujecie! Nasza pierwsza płyta już wkrótce ujży światło dzienne! - darł się Tom skacząc po pokoju z zacieszem na twarzy.
-Wiemy, wiemy kochanie! - rzucił mu się na plecy Max, powalając go przy tym na ziemię.
-A ci się znów gwałcą. Boże z kim ja żyję.- powiedział Seev, gdy wszedł do pokoju smarując sobie ręce balsamem.
Jay leżał na kanapie jakiś skacowany, jak to on, a ja siedziałem i słuchałem piosenek, które do tej pory udało nam się stworzyć. Wszystko pięknie, ładnie, ale jak nie było nazwy zespołu, tak nie ma.
Siedzieliśmy w studiu i czekaliśmy na Jayne, miała przyjść z propozycjami nazw.
Nie trzeba było długo czekać żeby zjawiła się nasza ,,mamusia".
-Cześć chłopcy! I jak tam, macie już nazwę. - zagarnęła od drzwi.
-Witaj! No skąd, czekamy na ciebie wybawicielko. - odpowiedział Max, który zdążył już wyrwać się z uścisków Tom'a.
-Z wami. Macie tu kilka propozycji, ale pomyślcie jeszcze sami. Do jutra musicie się zdecydować.- nakazała. - Ja już się zmywam, bo jeszcze dużo załatwień przede mną. Powodzenia panowie.
-Ale jak to jutro... Już?! - zdziwił się Seev.
-Jutro to najpóźniej kochany. Myśleć, myśleć. - odpowiedziała wychodząc.
-Damy sobie rady, pa. - wtrącił Jay, który chyba i tak nie wiedział o co chodzi, bo cały czas spał, a Jayne sobie poszła.
-No chyba ty idioto. Jak taki mądry jesteś to myśl, o ile wogóle jesteś do tego zdolny. - zaatakowałem go.
-Nie pyskuj Baby Nath. - zwracał się tak do mnie choć wiedział, że bardzo tego nie lubię.
-Zamilcz lepiej.
-Dobra cicho, musimy zobaczyć jakie te nazwy. - uspokoił nas Max.
-No to pokaż co tam masz.- Parker wyrwał mu kartkę. - ,,East of Eden, State of Play, Princes and Rogues i The Band'' - zaczął kolejno wymieniać.
-No szału nie ma, staniki nie latają... -podsumował Jay, który wrócił już do ,,świata żywych".
-To może wymyślisz coś lepszego?! - zdenerwował się Max.
-Nie no, wszystkie takie długie, no może ta ostatnia nie najgorsza, ale też jakaś mało kreatywna.-przejąłem inicjatywę.
-Wyjątkowo zgadzam się z młodym. - poparł mnie Max. -Jesteśmy skazani na własną kreatywność.

Czas szybko mijał, a my robiliśmy wszystko, tylko nie mogliśmy wymyślić żadnej sensownej nazwy. Doszło nawet do tego, że Max, Tom i Seev zaczęli tańczyć na rurze. Ja siedziałem na krześle, a Jay leżał na kanapie. Słuchaliśmy naszych piosenek na cały regulator, miały nam pomóc w wymyśleniu nazwy, lecz niestety tylko przeszkadzały. Kiedy rozbrzmiało Let's get ugly chłopakom już całkiem odbiło i zaczęli się wczuwać. Ach ten ich ,,taniec", inspirujący występ.
Chyba się z powołaniem minęli.
Kiedy do moich uszu docierały kolejne dźwięki naszej piosenki, w moim mózgu zaczęło się przejaśniać. Skoro płyta zawiera kilka piosenek w stylu dzikiego zachodu.... Jezus, co mi się kojarzy z dzikim zachodem? - pytałem sam siebie maksymalnie się koncentrując. Kowboje... my na takich plakatach jako poszukiwani.-zaczęła ponosić mnie fantazja. Już widzę te plakaty zapowiadające nasze koncerty, nasze zdjęcie, pod napisem WANTED...  -poczułem, że to jest to.
-Jestem taki genialny! - podskoczyłem z miejsca, przewracając przy tym stołek, na którym siedziałem. -Mam! Mam! Mam!!!! - wydzierałem się wniebogłosy i skakałem jak dureń po całym pomieszczeniu.
-Uspokój się łosiu!- próbował mnie doprowadzić do porządku Tom.
-Co masz?! - pytali wszyscy.
-Nazwę naszą mam!!!! - krzyczałem choć nadal nie mogłem się uspokoić.
-No to dawaj! - naciskał Seev.
-The Wanted !!!! - powiedziałem triumfalnie, gdy nagle poczułem, że przygniata mnie z 300 kg żywego mięsa.
-Ty nasz geniuszu! - krzyczał mi do ucha Tom, całując mnie w policzek.
-No wiem przecież. - powiedziałem pewny siebie.
Nagle przyszedł Kevin, jego twarz wyrażała więcej niż tysiąc słów. -A co to za gwałt zbiorowy?! -zapytał zdziwiony.
Chłopaki uwolnili mnie ze swojego uścisku, żeby mu się pochwalić. Mój wybawca.
-Młody wymyślił nazwę - The Wanted - powiedzieli chórem. Zobaczyłem, że jego twarz robi się niebezpiecznie zadowolona i nagle naszła mnie obawa o własne życie. Co jak, co, ale BigKev'a na sobie już nie przeżyję. Zacząłem więc uciekać, wskoczyłem na stół, bo tam było jedyne bezpieczne miejsce. Chłopaki odpuścili, nie mieli szans mnie tam dorwać.
-Młody, jak skończysz osiemnaście stawiam ci piwo.- obiecywał Tom.
-No, ja myślę.- odpowiedziałem. - Tylko nie zapomnij.
-Za to ci będę wdzięczny do końca życia.- zapewnił.
-To co, dzwonimy do Jayne? - zapytałem.
-Dzwonimy! - odpowiedzieli chórem. Jakiż ja byłem z siebie dumny, nie po raz pierwszy pokazałem na co mnie stać.








Przepraszam, że tak długo mnie nie było:) Dziś zaszalałam, dodałam rozdziały na obydwu blogach.
Mam nadzieję, że wkrótce uda mi się dodać kolejne.
Dziękuję także za wszystkie komentarze:*
Do następnego <3




czwartek, 18 kwietnia 2013

Wszystkiego najlepszego!!!

18.04.1993r., a więc równo 20 lat temu na świat przyszedł Nathan James Sykes, z tej też okazji życzymy mu wszystkiego najlepszego, spełnienia najskrytszych marzeń i aby jak najdłużej dla nas śpiewał:) Jednak, jak pewnie dobrze wiecie nie jest to jedyny powód do takich życzeń, ponieważ właśnie dziś Nath przechodzi operację wycięcia guzka z gardła, przez którego nie może mówić, że o śpiewaniu nie wspomnę o czym mogliśmy się przekonać przez ostatni czas kiedy był zmuszony śpiewać z playback'u. Nie jest ona groźna, ale jeżeli się nie powiedzie już na zawsze będzie zmuszony pożegnać się ze śpiewaniem:( Po tej operacji nie będzie mógł mówić przez około miesiąc i będzie przechodził rehabilitację. Chłopaki nie robią przerwy w koncertowaniu, jednak przez okres rekonwalestencji nie będzie z nimi Natha. Są to dla niego trudne chwile i jak napisał napisał na twitterze, czuje się ,,wypatroszony...". Z powodu operacji i urodzin Jess odwiedziła go w LA, co z pewnością jest dla niego dużym wsparciem.
Oto jego tweety z ostatnich kilku dni:



Musimy trzymać za niego kciuki i wierzyć, że wszystko się uda:)

Z dniem dzisiejszym nasz Nathan przestał być nastolatkiem, jednak należy pamiętać, ze to tylko cyfry i nie mieć powodu do smutku, dla całej TWFanmily na zawsze pozostanie Baby Nathem:)


 


 








 
 
 
 
 
 
 
I na koniec fraza, która w wykonaniu Nathan'a już stała się legendą ,,d-d-d-drink it if you can"
 
 
 

niedziela, 31 marca 2013

ROZDZIAŁ 19


Siedziałem sobie w kuchni już chyba z godzinę i gapiłem się na kran, a właściwie na kapiąca wodę. Jakież to epickie. Nie wiem dlaczego, ale nie mogłem przestać tego robić, obiecywałem sobie, że jeszcze jedna kropla spadnie i dokręcę kran, ale nie potrafiłem, to było ode mnie silniejsze. Będę się w piekle smażył za to marnowanie wody. Nagle weszła mama, pomyślałem, że pewnie się serial skończył.
-Nathan, jak tu siedzisz to czemu nie zakręciłeś wody?- zapytała z  wyrzutem.                                             

-Oj, no nie zauważyłem wcześniej. – podszedłem do zlewu i zrobiłem to o co powinienem zrobić już godzinę temu, zakręciłem kurek. Nie da się ukryć, skłamałem, no ale w dobrej wierze. Piekło czeka z otwartymi wrotami…                                                                                                                                              -No ja nie wiem jak można nie zauważyć siedząc godzinę i gapiąc się na to, ale niech ci będzie.             -powiedziała po czym się do mnie uśmiechnęła.                                                                                              -Ja się wcale nie gapiłem.-zacząłem się wykręcać, dalej brnąc w kłamstwa.                                                                                                                                                                   
-Nathan, kochanie ja wszystko widzę, mamy nie oszukasz.
-Ty jesteś gorsza niż FBI po prostu. – rzuciłem. –No dobra niech Ci będzie.-dodałem udając obrażonego.
-No to za kare zostajesz dziś z  Jess, bo ja jadę do znajomej na urodziny i nie wiem, o której wrócę. Pasuje takie coś? Poradzicie sobie?- zapytała, a właściwie postawiła mnie przed faktem dokonanym.
-Poradzimy?! W sensie, że się nie pozabijamy i nie zdemolujemy domu? To nie wiem, nie gwarantuję.
-Bardzo śmieszne. Ja się poważnie pytam.
-Przecież ja jestem poważny, naprawdę. – powiedziałem.
-Synu ogarnij się, bo nie mam do Ciebie siły. W takim razie spytam Jessice czy się Tobą zajmie. - powiedziała ironicznie. Przyznaje to jest silny argument do tego żeby spoważnieć.
-Dobra, dobra. OK, zajmę się wszystkim, posprzątam, nawet obiad ugotuję, tylko jej nie mów czegoś takiego, bo mnie wyśmieje, a ja muszę budować swój autorytet jako starszy brat.- mówiłem błagalnym tonem i prawie uwiesiłem jej się na nodze. Tak, wiem oznaki dojrzałości dają o  sobie znać.

-Ten obiad to sobie daruj i sprzątanie lepiej też. Posiedźcie sobie pooglądajcie jakieś filmy. Spokojnie, bez nerwów, nie powiem jej, ale czasem muszę użyć mocniejszych argumentów żeby cie do czegoś przekonać. To co synuś, rozumiem, że się zgadzasz?
-No zgadzam, zgadzam.-powiedziałem ze smuteczkiem,  a raczej z bezsilnością w głosie.
-Obiad wam ugotuję, nie martw się. A teraz bardzo Cię proszę, idź się wreszcie ubierz, bo już środek dnia,  a ty dalej chodzisz tak jak spałeś.

Jak kazała tak zrobiłem i udałem się do swojego pokoju. Ubrałem sobie dresowe spodnie, bluzę i najlepsze, koszulkę z Pikachu, mój bohater z dzieciństwa. Aż się łezka w oku kręci, jak ja uwielbiałem oglądać Pokemony. Jednego mam nawet w domu, nazywa się Jessica, ale go nie zakwalifikowali  do bajki, bo się nie nadawał, z reszta dobra nieważne. Zawsze chciałem krzyknąć: - Pikachu, wybieram cię! Ale dojrzałem i już nie mam takich głupich marzeń. Jestem z tego dumny, że myślę przyszłościowo i w ogóle.                                                                                                                               

Porobiłem jeszcze kilka rzeczy, kiedy usłyszałem jak mama mnie woła, więc poleciałem do kuchni.
-Co się stało?- zapytałem od progu.
-Ja już będę jechać. Zrobiłam wam obiad, także sobie zjedzcie. –powiedziała i udała się w stronę drzwi. –Aha, w szafce macie słodycze, ale nie szalejcie za bardzo.

Moje oczy w tym momencie zabłysły chyba milionami gwiazd, to brzmiało jak muzyka dla moich uszu.  Szykuję się party hard  z czekoladką. Odpłynąłem do świata fantazji całkowicie, ale musiałem wrócić na ziemię żeby się mama nie zorientowała jakie mam niecne plany.
-Jasne, jak sobie życzysz. Pa. –odpowiedziałem  na jednym tchu.
-To się cieszę. Cześć. – miałem wrażenie, że mnie już o coś zaczęła podejrzewać. Jestem chyba przewrażliwiony.  Usłyszałem, że drzwi się zamknęły, Jess siedzi w pokoju. O mój Boże!!! Ogarnęła mnie niczym  niepohamowaną radość. Ja i czekolada, sam na sam, tylko we dwoje. Cicho otworzyłem szafkę i wyjąłem czekoladę. Planowałem zachować jakiś umiar, ale u mnie ,,jakiś” nie ma określenia. Zjadłem sobie kosteczkę, potem dwie, ale po chwili myślę co ja się będę tak rozdrabniał, więc wepchałem do buzi cały rządek. Pech chciał, że akurat młoda weszła do kuchni. Nie mogłem pozwolić na to żeby zobaczyła czekoladę, więc szybko odwróciłem się w jej stronę, chowając za sobą tabliczkę.  Przypomniałem sobie jednak o tym, że jem, dlatego natychmiast przestałem ruszać  żuchwą.
-A co ty tam masz?- zaczęła dopytywać. Tego najbardziej się obawiałem. Z racji tego, że miałem chwilową trudność z tym aby cokolwiek powiedzieć, pokręciłem przecząco głowa, udając niewiniątko. Ona tylko dziwnie się na mnie popatrzyła i zaczęła sobie nakładać obiad, a że mnie pech nie opuszcza potrzebowała wyjąć sztućce akurat z tej szuflady, o którą ja się opierałem.
-Możesz się przesunąć!- ryknęła, kiedy udawałem, że nie wiem o co chodzi. Biedny, spanikowany wiedziałem, że muszę coś wymyśleć. Wybadałem rękami, gdzie leży czekolada , złapałem ją i szybko, niczym Bolt uciekłem do pokoju, chowając przy tym czekoladę pod bluzę, żeby ten pokemon nie zauważył. Przyznaję, że takie zachowanie nie jest normalne, no ale co ja poradzę. Ta czekolada była moja i tylko moja, nie mogłem się z nikim podzielić. Zanim Jess wróciła do salonu zdążyłem już całą zjeść.
-Tylko mi potem nie nudź, że Cię brzuch boli. -powiedziała doświadczona kobieta. W tym domu to nic nie można zrobić, żeby nikt się nie dowiedział. Udałem, że nie słyszę, to było jedyne wyjście z tej sytuacji. Na szczęście dalej nie drążyła tematu, więc odetchnąłem z ulgą.

Posiedzieliśmy jeszcze chwilę przed telewizorem, ale potem zaproponowałem wyjście na dwór. Jess oczywiście dopadła huśtawkę, więc ja z nudów postanowiłem, że zerwę sobie jakieś jabłuszko z mojej kochanej jabłonki. Tyle, że był jeden problem, a mianowicie; wysokość drzewa.  Zacząłem podskakiwać , ale i tak nie dosięgałem, a w pobliżu nie było niczego, czym mógłbym strącić jabłko. Stanąłem bezradny i zacząłem drapać się po głowie, swoja drogą nie wiem czemu ludzie tak robią jak myślą, no ale cóż. Młoda miała ze mnie niezły ubaw, dlatego tym bardziej nie mogłem się poddać.  Postanowiłem, że wejdę na drzewo, plan równie niebezpieczny co ekscytujący.  Wziąłem głęboki oddech, przeżegnałem się i zacząłem wspinaczkę. Nawet nie wiem jak Jessica zareagowała, bo byłem zbyt przerażony by się oglądać. Myślałem tylko o tym żeby nie patrzeć w dół, co prawda nie było bardzo wysoko, ale z moim lekiem wysokości kilku metrowa jabłonka to ośmiotysięcznik.  Gdy już byłem na górze zauważyłem piękne, czerwone jabłuszko. Nie mogłem sobie odpuścić. Było ona na końcu grubej, wystającej gałęzi, więc żeby je dosrać musiałem zawisnąć na niej niczym leniwiec. Takie te zwierzątka leniwe, ale wygimnastykowane.  Na moje nieszczęście gdy od zdobyczy dzieliły mnie milimetry, jakże niefortunnie ześlizgnęła mi się dolna kończyna , wtedy niezmiernie się wystraszyłem, co doprowadziło do tego, że  zderzyłem się z kulą ziemską, inaczej mówiąc miałem kur** mać bolesny upadek. Jest jednak pozytywny skutek, połowa jabłek spadła razem ze mną. Całe pośladki mnie bolały, bo człowiek nie kot i na cztery łapy nie spada, tylko na inną część ciała. Jessica o dziwo się chyba wystraszyła, bo od razu do mnie podbiegła.
-Nic ci się nie stało?- zapytała z troską w głosie.
-Nie. Wszystko jest OK. – mówiłem podnosząc się z pomocą siostry.
-Zaprowadzę cię do domu. –zaproponowała.
-Nie, nie. Ty pozbieraj jabłka, a ja sobie poradzę.-mówiłem trzymając się za dolną część kręgosłupa.

Jakoś doczołgałem się do domu i rzuciłem na kanapę. Miałem na sobie kilka przyczepionych liści, które nabyłem podczas upadku. Jess przyszła między czasie z jabłkami.
-Rzuć mi jedno. –poprosiłem. Nie mógłbym sobie odpuścić, po takich przeżyciach przecież.
Zająłem się oglądaniem liści, kiedy nagle dostałem czymś w łeb.
-Złapałeś?- usłyszałem siostrę z kuchni i wtedy poczułem, że wcześniejszy ból mi ustąpił do tego stopnia, że spokojnie poradzę sobie z morderstwem pewnego pokemona.








Przepraszam, że mnie tak długo nie było, ale brak czasu, a oprócz tego drugi blog, na którego serdecznie zapraszam http://thewanted-on-battelground.blogspot.com .
Dziękuję za wszystkie komentarze, wiele dla mnie znaczą<3
Jeśli ktoś chce być informowany na twitterze, to napiszcie:)
A wracając do rozdziału, też oglądałam w dzieciństwie Pokemony i dziś przeczytałam, że ta bajka szkodzi. Chyba w tym racji trochę jest, czego efekty widzicie na tym blogu xD Muszę też przyznać, że jestem z siebie dumna, bo napisałam Pikachu bezbłędnie, bo potem z ciekawości sprawdziłam, ale nie ma co się dziwić, do dziś mam z tym pokemonem chyba z dziesięć breloczków. Niestety już nie pamiętam nawet o czym ta kreskówka dokładnie była, a może i stety, jeszcze bym wszędzie pokemony widziała, chociaż jak patrzę na niektórych ludzi to Pikachu przy nich wymięka ^-^
Taka mam fazę dzisiaj, że szkoda gadać.:D Kończę już te życiowe rozmyślania.
Do następnego.... :***

sobota, 16 marca 2013

ROZDZIAŁ 18

-Wstawaj! No obudź się wreszcie!-usłyszałem głos i poczułem, że ktoś szarpie mnie za ramiona.
-Dajcie mi spokój, jest przecież środek nocy....-powiedziałem zaspanym głosem, nawet nie wiem do kogo.
-Chłopie, jaki środek nocy?! Przecież jest dwunasta! Heloł...-rzekła moja, jak się zdążyłem zorientować, siostra.
-No to mówię przecież! Weź, daj mi spokój. Nawet w nocy ludziom spokoju nie dają.- odrzekłem do młodej, przewracając się przy tym na drugi bok,a głowę nakryłem kołdrą.
-Tak kretynie, owszem jest dwunasta, ale w południe. -powiedziała prześmiewczo siostra.
-Co?! A... acha. No tak.-próbowałem ukryć moje zdziwienie. Popatrzyłem w stronę okna, które moja siostra wcześniej odsłoniła. To nie ulegało dyskusji, był środek dnia, a słońce niemiłosiernie świeciło po oczach. Ja zaraz przyjdę. a właśnie siostrzyczko moja kochana, wspaniała, najukochańsz...
-Czego chcesz?! Mów, bo dużej tych epitetów pod moim adresem nie zniosę. -przerwała mi Jessica.
-Herbatki słoneczko....-powiedziałem robiąc przy tym słodkie oczka *-*
-Nie wierzę, że to mówię, ale dobra. Zrobię Ci tą herbatę. Tylko przestań już, błagam.
-Oczywiście, oczywiście!!! Dziękuję, kocha....-przerwałam, bo młoda popatrzyła się na mnie tak, jakby chciała mnie zabić wzrokiem. -Tak wiem, miałem przestać. Przepraszam.- dokończyłem.
Muszę przyznać, poszalałem z tym spaniem. Przetarłem moje biedne oczy i półprzytomny zwlekłem się z łóżka. Zacząłem obmyślać wspaniały plan na dzisiejszy dzień. Co by tu robić? Myśl Nathan, myśl...
A już wiem!!! Najpierw siku, potem herbatka. Tak, to genialny plan, muszę zabrać się za jego realizację! Z pierwszym punktem nie miałem za dużych problemów.
W kuchni czekała na mnie cieplutka herbatka i kanapeczki. Ojej, jaka ta moja siostrzyczka kochana.
Tyle co zacząłem jeść śniadanko, a mama wróciła z zakupów i weszła do kuchni.
-Co ja widzę mój syneczek raczył wstać. No cud!-powiedział całując mnie przy tym w czółko.
-No bez przesady. Raz się człowiekowi... No dobra, dobra, kilka razy, ale to nie jest powód żeby mnie wyśmiewać. Jeszcze się zamknę w sobie i to będzie wasza wina, twoja mamo i Jess.
-Spokojnie Nathan, bo się zapowietrzysz. Nie szalej.-rzekła młoda. -A właśnie braciszku. Jak tam wspomnienia z wczorajszej wyprawy. Przejechałeś się na ciuchci, czy udało ci się powstrzymać? -zapytała i razem z mamą zaczęły się śmiać.
To ja sobie myślę; dobrze, zaczynacie to będziecie miały. Podrażnię się z wami. Uśmiechnąłem się złowieszczo sam do siebie.
-No co ty Jess! Nie mogłem przegapić takiej okazji i spełniłem swoje najskrytsze marzenie.-odpowiedziałem.
-Ty sobie żartujesz?! Prawda?! Powiedz, że tak, błagam. Boże, co za wstyd!!! -moja siostra zaczęła histeryzować, a ja myślałem, że tam padnę.
-Nathan, naprawdę to zrobiłeś?-zaczęła poważnie i spokojnie mama, ale ja nadal nie dawałem jasnej odpowiedzi.
-Czemu się tak dziwicie? Nie róbcie afery, proszę.-odpowiedziałem ze stoickim spokojem.
-Dobrze, ja się nie denerwuję. A oni co na to? W sensie ci twoi koledzy. Pewnie cię wzięli za skończonego idiotę.-zaatakowała mnie mama, a Jess siedziała na bezdechu i wyglądała tak jakby się miała popłakać.
-Jak to co? Poszli ze mną, a powiem więcej, sami mnie tam wyciągnęli. Nie martw się mamo, możesz być ze mnie dumna. Powstrzymałem się, chyba dorosłem. W takim razie zasłużyłem na czekoladę, prawda?-odpowiedziałem z dumą w głosie.
-Ale,że słucham? Co zrobili?-zapytała zdziwiona Jess.
-No przecież powiedziałem, poszli ze mną na ciuchcię. Chyba to nie jest jakieś zdanie złożone żebyś go nie mogła zrozumieć. Czemu cię to aż tak dziwi?-odpowiedziałem jej A co będzie z moją czekoladą?
-No nie, nic. Zrozumiałam. Niech ci będzie, że to normalne.-powiedziała do mnie, a potem zwróciła się do mamy: - A my miałyśmy nadzieję, że on dorośnie jak się będzie zadawał ze starszymi. Widać myliłyśmy się i to bardzo.
-Oj tak córeczko, obawiam się, że jemu się jeszcze pogorszy. Trzeba mu psychologa znaleźć.
-Tak, najlepiej dziecięcego.
-To jedyne wyjście z tej sytuacji.
Przysłuchiwałem się tej wymianie zdań, jak zwykle skończyło się na wyśmiewaniu za mnie. Postanowiłem to przerwać.
-Ej, no bez przesady może. Ja wszystko słyszę i mi się to nie podoba. Proszę nie obrażać mnie i moich kolegów.
-Mamo słyszałaś, jaka solidarność plemników. Nie wytrzymam. Choć oglądniemy sobie jakiś serial.
-A co żal ci, że ty nie możesz? Oj, jak mi przykro.-odpowiedziałem złośliwie.
-O to, czy ty możesz też bym się obawiała.
-CO?!!!- spytałem, bo nie wiedziałem czy dobrze usłyszałem.
-Nic.-powiedziała i poszła do mamy, która właśnie włączyła telewizor, a ja zostałem taki sam opuszczony i uszczerbkiem na serduszku, no i bez czekolady....











Długo mnie tu nie było, wiem i przepraszam:) Dziękuję za wszystkie komentarze, one wiele dla mnie znaczą. Zapraszam też na mojego drugiego bloga i proszę o wyrażanie swoich opinii, bo nie wiem czy zmierzam w dobrym kierunku. Będę bardzo wdzięczna:***
Do następnego<3

piątek, 8 marca 2013

INFO

A więc panie i panowie, założyłam dziś nowego bloga. Mam nadzieję, że wam się spodoba. Bardzo proszę o opinie. Chcę wiedzieć co sądzicie:) Postaram się zarówno tam, jak i tu regularnie umieszczać wpisy:)
A więc macie link-->   Battleground.
Zapraszam wszystkich do czytania<3

sobota, 2 marca 2013

LIEBSTER AWARD :)

A więc dostałam aż trzy nominacje, jestem w szoku, kompletnie się nie spodziewałam. Dziękuje bardzo<3 Nominowały mnie: Agnieszka :) , Jayla MniamuSS oraz Julka Julia .

Teraz muszę odpowiedzieć na 33 pytania:D

Pytania od Agnieszki:) :
1.Czym się interesujesz?
2.Twoje największe marzenie?
3.Ulubiony dzień tygodnia?
4.Lato vs zima?
5.Ulubiony zespół?
6.Opisz siebie w trzech słowach.
7.Ulubiona piosenka?
8.Co lubisz robić w wolnym czasie?
9.Ulubiony artysta?
10.Ulubiona artystka?
11.Ulubiona książka?

Moje odpowiedzi:
ad.1. Muzyką, reżyserką, dziennikarstwem i uświadomiłam sobie, że chyba kulturą angielską, bo ostatnio dużo czytam na ten temat:) Dużo rzeczy mnie interesuje, ale brak czasu na realizację.
ad.2.Na pewno chciałabym kiedyś spotkać TW, iść na ich koncert. A z rzeczy nie związanych z nimi to skończenie studiów (najlepiej w Anglii) i dostanie dobrej pracy, która będzie także moja pasją:)
ad.3.Sobota.
ad.4.Lato.
ad.5.THE WANTED!!!!!!<3
ad.6.To będzie trudne:) Nieśmiała, walnięta wariatka^^
ad.7.I Found You -The Wanted.
ad.8.Pisze bloga, siedzę na twitterze i czytam blogi.
ad.9.Nathan Sykes, Tom Parker. Max George, Jay McGuiness i Siva Kaneswaran;)
ad.10.Ne mam.
ad.11.Nie lubię czytać, ale czasem się zdarzy i w pamięć zapadła mi książka pt.,,Jutro" autorstwa John Mardsen. Uwielbiam ją i wszystkim polecam. Cytat z niej: „Okazało się, że naszego świata już nie ma. Że nie ma już żadnych zasad. A jutro musimy stworzyć własne."


Pytania od Jayla MniamuSS:
1. Ulubiony zespół?
2. Co najbardziej lubisz jeść?
3. Twoje 2 najbardziej ulubione kolory?
4. Jakie jest twoje marzenie?
5. Góry vs morze?
6. Pop vs rock?
7. Budyń vs kisiel?
8. Masz twittera?
9. Lubisz długie spacery?
10. Co najgłupszego zrobiłaś/eś w życiu?
11. Czego nigdy nie zamieszasz zrobisz i zjeść?

Odpowiedzi:
ad.1.THE WANTED!
ad.2.Czekoladę.
ad.3.Niebieski i czerwony.
ad.4.Tak jak już napisałam:)
ad.5.Góry.
ad.6.Pop.
ad.7.Jak byłam młodsza to kisiel, ale teraz budyń.
ad.8.Mam i kocham go:)
ad.9.Tak, szczególnie po górach<3
ad.10.Nie wiem, uważam, że życie ludzkie jest jednym wielkim pasmem głupot; zaufasz komuś, kto Cię zawiedzie-głupota, zakochasz się bez wzajemności-głupota, powiesz komuś coś przykrego-głupota i na koniec, zrobisz coś szalonego i zwariowanego- też głupota. Ja jestem raczej spokojna i nie szaleję,dlatego nie mam takiej najbardziej szalonej rzeczy, którą zrobiłam. Ciągle wariuję, tu sobie na zjeżdżalni pojeżdżę, albo na karuzeli dla kilkulatków (może nie było by w tym nic głupiego, gdyby nie to, że mam 17 lat), ale to nie są znowu jakieś szaleństwa....chyba:) W sumie ja nie mam zahamowań:D
ad.11.Zaufać komuś bez granicznie, nawet ukochanej osobie. A zjeść nie zamierzam nigdy flaczków, ani innych tego typu rzeczy. Nigdy nie zjem taż żadnej małży, czy ślimaka, blee....



Pytania od Julka Julia:
1. Ulubiony kolor?
2. Opisz swój charakter.
3. Spódnica vs. spodnie.
4. Ulubiony sport?
5. Lubisz czytać? Jak tak, to jakie książki?
6. Ulubiony film?
7. Grasz na jakimś instrumencie?
8. Masz jakiegoś idola?
9. Twoje motto to...?
10. Twój wymarzony prezent?
11. Ulubiona piosenka?

Moje odpowiedzi:
ad.1.Niebieski.
ad.2.Ogólnie jestem nieśmiała, ale jak już kogoś dobrze znam to się otwieram i pokazuje swoje prawdziwe oblicze, czyli oblicze stuknięta wariatki. Tak jestem bardzo zwariowana i głupota, to chyba moje drugie imię. Jestem bardzo nieufna w stosunku do innych i dlatego tak trudno się zaprzyjaźniam. Ogólnie jestem miła i dobroduszna, ale czasem potrafię być naprawdę wredna, kto mnie zna już się o tym przekonał, ale pracuje nad tym i bardzo chcę to zmienić.
ad.3.Spodnie.
ad.4.Piłka nożna:)
ad.5.Nie lubię czytać książek, a już w szczególności lektur szkolnych-,- Jeśli już czytam to jakieś, przygodowe książki, o przyjaźni, z dużą ilością przemyśleń na temat życia i bardzo ważne jest dla mnie aby książka była pisana fajnym stylem. Najczęściej jednak czytam blogi, bo one zawierają to wszystko.
ad.6.,,Efekt motyla" i ,,Marley i ja"
ad.7. Jedynie na flecie podłużnym, nauczyłam się w szkole, ale to się nie liczy, więc nie gram. Miałam się uczyć grać na gitarze, nawet ją kupiłam, ale nie mam kiedy:( Nadrobię...
ad.8. Całe TW.
ad.9. ,,Nie walcz z losem, los zawsze zwycięża. " Jak będę pełnoletnia to zrobię sobie taki tatuaż,  nawet wiem gdzie. To już postanowione:)
ad.10.Bilet na koncert The Wanted z wejściówką za kulisy:) Wymagająca jestem, wiem. Żartuje, ich płyta też by mnie zadowoliła.
ad.11. I Foud You- The Wanted, ale kocham wszystkie ich piosenki.


Skończyłam, przyznam trochę to zajęło:)


Moje pytania:
1.Ulubiona piosenka?
2.Twoje największe marzenie?
3.Kim chcesz być w przyszłości?
4.Ulubiony zespół/artysta?
5.Ulubiony film?
6.Czego się boisz?
7.Miłość czy przyjaźń?
8.Co lubisz jeść?
9.Zajęcia w wolnym czasie?
10.Jak opiszesz się w kilku słowach?
11.Wymarzone miejsce zamieszkania?



Nominuję:
1.http://www.stop-the-moment-by-tw.blogspot.com/ 
2. http://lasttoknowblog.blogspot.com/
3. http://everything-i-am-and-everything-in-me.blogspot.com/
4. http://i-found-my-new-life.blogspot.com/
5. http://just-stay-with-me-all-the-time.blogspot.com/
6. http://onemomentto.blogspot.com/
7. http://ifoundyou-thewanted.blogspot.com/
8. http://wearetheonestomakeachange.blogspot.com/
9. http://chasingthewanted.blogspot.com/
10. http://jay-mcguiness-poland.blogspot.com/
11. http://the-wanted-official.blog.pl/



Nie wiem ile ma być tych nominacji, już nie wiem co dalej wymyśleć, więc dodam tylko tyle:)
Jeszcze raz dziękuję za nominacje<3
W przyszły weekend kolejny rozdział i jak się uda to nowy blog. Mam nadzieją, że się wyrobię, trzymajcie kciuki:*

ROZDZIAŁ 17

Mam swoją dużą różową watę cukrową, z resztą nie tylko ja, reszta zespołu również.... ,,Zespołu" jak to niezwykle brzmi. Jestem częścią całości, elementem układanki. Teraz nie odpowiadam tylko za siebie, jestem zależny od reszty, a oni ode mnie. Obym podołał, przecież nie mogę ich zawieść.
Dobra, za dużo tych przemyśleń. Wracam na ziemie do swojej waty. Swoją drogą komicznie to musiało wyglądać jak pięciu dorosłych facetów kupuje watę. Przepraszam, czterech. Ja się do tego nie zaliczam, młodość ma w końcu swoje prawa. Kiedy zjedliśmy z powrotem polecieliśmy się bawić. No pech chciał, że następna w kolejce była karuzela..... ze zwierzątkami. Zerwaliśmy się biegiem, ścigając kto pierwszy, aby zająć to co najlepsze.
-Mój ten brązowy koń!!!!!!- krzyczał Siva, rozpychając się przy tym łokciami.
-A mój biały, ten koło hipopotama!!!-zarezerwowałem, kiedy nagle poczułem za sobą jakby huk. To Tom potknął się o własne nogi, upadając przy tym na Max'a. Oboje leżeli na trawie, w błocie, jeden na drugim.
-Co ty robisz?! Weź się człowieku opanuj, ja jestem hetero!!!-powiedział do Toma, Max.
My oczywiście zatrzymaliśmy się i prawie popłakaliśmy ze śmiechu. Nagle zobaczyłem jak Jay się zrywa i biegnie w stronę karuzeli. Jak on mógł, to nieładnie. Pobiegłem za nim, ale go nie dogoniłem i zajął mojego konika. Na szczęście obok był taki sam. Za chwilę zobaczyłam jak Seev z Maxem, który wyrwał się z ,,uścisków" Tom'a wpadają na karuzelę. Zajęli ostatnie dwa konie.
Dla Tom'a, któremu długo zajęło pozbieranie się nie został za duży wybór. Gdy zobaczył na czym ma jechać o mało mu oczy nie wyskoczyły z orbit.
-No was chyba pogięło!!! Ja nie pojadę na świni!!!- sprzeciwiał się biedak.
-Oj Tom nie przesadzaj, popatrz jaka piękna, różowiutka i jakie ma oczka słodkie. Nie rób jej tego, będzie jej przykro.-naśmiewał się z niego Max.
-Ty to lepiej siedź cicho, bo to twoja wina baranie.- bulwersował się Tom.
- Już lepiej nie gadaj, tylko dosiądź prosiaka.-mówił półprzytomnym od śmiechu głosem, Jay.
Tom rzucił w jego kierunku wymowne spojrzenie, ale go posłuchał.  Jakiż słodki to był obrazek, Tom na swojej śwince Piggy. Niezły mieliśmy z niego ubaw, ale nie tylko my bo wszystkie dzieci na karuzeli tak rechotały, że chyba było je słychać w całym wesołym miasteczku. Biedny Tom, pech chciał, że przy karuzeli stali jeszcze rodzice tych dzieci. Siedział taki naburmuszony, łokieć opierał na głowie świni, a głowę na ręce. Nic nie mówił, tylko patrzył na nas, chyba się obraził. Kiedy rundka się skończyła, zeszliśmy z karuzeli, Tom był oczywiście pierwszy, jeszcze się dobrze nie zatrzymała, a on już zeskakiwał.
-Tom, chyba się nie gniewasz?-zapytał Siva.
-Ja?! Skądże. Przecież nie ma większej przyjemności niż jeżdżenie na świni. -rzucił do nas udając obrażonego, ale zaraz wybuchł śmiechem. - Co wy myśleliście, że ja tak naprawdę? Przecież mam dystans do siebie i nie obrażam się o byle co, ale wymyślę jakąś rekompensatę dla siebie za te traumatyczne przeżycia. -dodał.
Następnie poszliśmy na autka. Zderzaliśmy się jak głupki, chyba nas tam więcej nie wpuszczą, bo było by to zagrożeniem życia dla pozostałych ludzi, a nawet dla nas. No tak, niektórych trzeba chronić samych przed sobą.... a my się do tych ,,niektórych"się niestety zaliczamy.
Potem poszliśmy z wesołego miasteczka, no bo co za dużo to niezdrowo. Kolejnym punktem naszej wyprawy był pub. O dziwo oni nie pili,  nawet piwa. Jestem w szoku, ale to pewnie tylko taka cisza przed burzą. Zjedliśmy coś na szybko. Okazało się, że Jay jest wegetarianinem, kolejny szok przeżyłem tego dnia. Co jak co, ale jego bym o to nie podejrzewał. Kiedy tylko wyszliśmy z baru naszemu roślinożercy zachciało się słodyczy, polecał więc do najbliższego sklepu, z którego za chwilę wyszedł obładowany Skittelsami, od których, jak się później okazało jest uzależniony. Usiedliśmy sobie w piątkę na ławce w parku i jedliśmy cukierki Jay'a, było tak przyjemnie, świeciło słońce i wiał lekki wiaterek. Rozmawialiśmy o wszystkim i o niczym, poczułem, że wreszcie mam prawdziwych przyjaciół, którzy widzą mnie takim jaki jestem naprawdę i to w pełni akceptują. Trzy godziny spędzone na rozmowie szybko minęły. Pożegnaliśmy się i każdy poszedł w swoją stronę.
Dotarłem na dworzec i kupiłem bilet. Do odjazdu pociągu zostało mi 30 minut, które spędziłem na słuchaniu muzyki i rozmyślaniach na temat tego, jak będzie wyglądać moje, życie. Ostatnio ciągle o tym myślę. Mam dopiero szesnaście lat, a tu już takie wyzwanie, praca, całe życie postawione na jedna kartę. Muszę szybko dorosnąć...

Droga do domu minęła mi bardzo szybko. Byłem bardzo zmęczony dlatego musiałem walczyć ze sobą żeby nie zasnąć. Było ciężko, ale nie mogłem zaryzykować, jeszcze by mnie pociąg wywiózł niewiadomo gdzie. Kiedy dojechałem do Gloucester było już bardzo późno, ale na dworcu czekała mama, do której wcześniej zadzwoniłem. Byłem tak zmęczony, że nie miałem siły opowiedzieć jej jak było. obiecałem, że jutro wszystko nadrobię. Ledwo żywy dodarłem do mojego pokoju i bezwładnie rzuciłem się na łóżko, aby oddać się objęciom Morfeusza.




Tu macie jeszcze ich piosenkę, która ostatnio mnie po prostu prześladuje. Uwielbiam ją:)
,,MADE" by The Wanted<3

 
 
 
 
 
Nareszcie dodałam ten rozdział:) Przepraszam, że tak długo nic nie było, ale mam teraz w szkole masakrę. Już nie dodam raczej nic w tym tygodniu, bo mam masę nauki:( Jeszcze jutro odpowiem na Liebster Award, dziękuje bardzo za nominacje, to bardzo miłe<3 
Postaram się w przyszły weekend założyć nowego bloga, też z opowiadaniem o TW, ale całkiem innym. Cała fabułę wymyśliłam dzisiaj w ciągu niecałych 30 min jak wracałam ze szkoły, chyba wena na mnie zstąpiła z nieba. Opowiadanie to już nie będzie trzymało się tak rzeczywistości jak to, będzie tam więcej mojej inwencji twórczej i nie będzie wesołe, a wręcz przeciwnie...
Mam nadzieję, że mi się uda i podołam.  Z pisaniem rozdziałów tam nie będę mieć problemów, bo mogę to robić niezależnie od mojego humoru, a tu jest inaczej, muszę mieć dobry.
To tylko taki wstępny pomysł, więc nie obiecuje za dużo, ale się postaram:) Mam nadzieję, że ktoś będzie czytał. Oczywiście tu regularnie będą pojawiać się rozdziały, mniej więcej raz w tygodni, tak jak teraz:) Dobra kończę, bo to będzie dłuższe zaraz niz rozdział.
Dziękuje bardzo za komentarze i za wszystko, jesteście wielcy:*
 

niedziela, 17 lutego 2013

ROZDZIAŁ 16

Stęliśmy na stacji, ja siedziałem sobie spokojnie, gdy nagle okazało się, że to moja stacja. Zerwałem się na równe nogi i szybko wyskoczyłem z pociągu, że o mało nie zgubiłem trampek. Ciśnienie mi skoczyło, bo co by się stało gdybym się w porę nie zorientował. Na szczęście się udało. Mama może być ze mnie dumna. Zadzwoniłem do niej, że wszystko jest w porządku. Zresztą jak mogło nie być, ja- Nathan Sykes bym sobie nie poradził.
Przedarłem się przez tłum ludzi, aby wydostać się z dworca. Szedłem ulicami Londynu, aby dostać się w odpowiednie miejsce. Nawigacja w telefonie to dobra rzecz., przynajmniej się nie zgubię.
Fajne to miasto, ale jak dla mnie za bardzo zatłoczone, wolę swój rodzinny Gloucester. Spokojnie doszedłem na miejsce spotkania. Nikogo jeszcze nie było, więc albo stał się cud i po raz pierwszy jestem gdzieś o czasie, albo to jednak nie to miejsce. Nie musiałem się długo zastanawiać, bo za chwilę zobaczyłem machającego do mnie Jay'a. Uspokoiłem się, jednak dobrze trafiłem. Przywitałem się z moim przyszłym współpracownikiem. Pogadaliśmy chwilę, mogę nawet powiedzieć, że się polubiliśmy, przynajmniej będę miał z kim porozmawiać, nie będę samotny. Za chwilę przyszli jeszcze Tom z Maxem i czekaliśmy na Sive. Po jakis dziesięciu minutach przyleciał zdyszany.
-Sory za spóźnienie panowie, coś mi wypadło. - powiedział. Pewnie włosy układał - pomyślałem.
On jest we wszystkim ode mnie lepszy, przystojniejszy, włosy dłużej układa, no ja nie wiem jak tak można.
Szliśmy sobie całą grupką w umówine miejsce, czyli do wesołego miasteczka. No trzeba się cieszyć tym, że na razie nie jesteśmy rozpoznawalni, bo później sobie już tak swobodnie nie pospacerujemy.
Niezły żart, dobrze, że sobie pomarzyć można. 
Wkroczyliśmy do wspaniałej krainy wiecznego dzieciństwa. Od tej pory musiałem się pilnować żeby nie zrobić z siebie idioty przed nowymi kolegami. Najpierw poszliśmy na diabelski młyn, fajnie było, ale musze przyznać, że się bałem, nie dałem jednak tego po sobie poznać. Potem zastanawialiśmy się gdzie dalej iść. Tom zaproponował żebyś my poszli na samochodziki. Wszyscy mu przytaknęli. Szliśmy tak sobie spokojnie gdy nagle moim oczom ukazała się ciuchcia.
Rany boskie, tylko nie to!!!- pomyślałem. Zdenerwowałem się dziś po raz kolejny, jednak za chwilę uspokoiłem swój oddech. Nathan trzymaj się, nie patrz tam i wszystko będzie dobrze. Próbowałem się opanować. Patrzyłem na moje białe trampeczki, musiałem się czymś zająć. Nagle spostrzegłem, że chłopaki zaczęli zwalniać, gdy akurat przechodziliśmy koło ciuchci. Przecież oni mnie wykończą! No ruszcie dupę i niech się wreszcie skończy ten horror- pomyślałem. Jednak telepatami to chyba oni nie są, bo mnie nie posłuchali.
-Chłopaki, a może byśmy tak.... No wiecie, wróciłbym się do czasów dzieciństwa. Co wy na to? -usłyszałem Max'a. On nawet nie wie jaką radość sprawił mi tymi słowami, chyba się w nim zakochałem.
-Tak!!! Tak!!!- potem usłyszałem Toma.
Ja chyba śnię, jestem w krainie różowych jednorożców. Boję się, że się zaraz obudzę. Uszczypnąłem się dyskretnie. To jednak nie sen.
-A wy co na to?- zapytał nas, czyli mnie Jay'a i Sive, Max.
-Ja bardzo chętnie.-powiedział Jay.
-Ja też.- rzekł Siva.
-No to chodźmy.- dodałem. jakiż ja z siebie jestem dumny, że tak długo wytrzymałem
-Ale jest jeden problem. Ograniczenie wiekowe.-powiedział Jay.
-Nie ma takiego problemu, którego by się nie dało rozwiązać. Ładnie poprosimy, to się zgodzą. - pocieszył nas Tom.
Na nasze szczęście opiekę nad ciuchcią sprawowała młoda dziewczyna. Gdy nas zobaczyła wyglądała na lekko zdziwioną, ale kiedy usłyszała czego chcemy z trudem powstrzymała się od śmiechu.
-Wy sobie jaja ze mnie robicie. Prawda?!- powiedziała.
-Dlaczego mielibyśmy sobie żartować. Naprawdę bardzo nam zależy. Proszę zgódź się. - przekonywałem ją, używając przy tym całego swojego uroku, który niewątpliwie posiadam.
-No wiesz, akurat z tobą to nie będzie problemu, bo i tak się nikt nie zorientuje.- powiedziała drwiąco. Chłopaki zaczęli się śmiać, ale jak się na nich popatrzyłem swoim zabójczym spojrzeniem to się momentalnie uspokoili. Jakie te kobiety teraz wyemancypowane. No nic muszę przyznać, że mnie zgasiła i skończyły mi się argumenty.
-Ale dobra, właźcie, bo i tak mi nie dacie spokoju, a i tak narazie nie ma dzieci. Ale zaznaczam tylko jeden raz i nie chcę was tu więcej widzieć. Zrozumieliście?- dodała.
-Tak, tak, tak, obiecujemy!!! Tylko raz i już nas nie ma. Dziękujemy!!!- zaczęliśmy wykrzykiwać naprzemian.
Wpakowaliśmy się do ciuchci, mnie udało się zająć wagonik z samego przodu. Jestem maszynistą.!!! Taki byłem ucieszony, że nie mogę tego słowami opisać. Nathan możesz być z siebie dumny.
Siedzieliśmy sobie w piątkę i naśladowaliśmy dźwięki pociągu, ale było fajnie. Biedna dziewczyna pewnie traumy po tym dniu dostanie.
-Z drogi śledzie, Nathan jedzie!!!!!-wydzierałem się w niebogłosy, ale na swoją obrone dodam, że nie tylko ja tak robiłem.
Kółeczka nieubłaganie szybko mijały, aż wreszcie pociąg się zatrzymał.
-Dobra, wyjazd mi stąd teraz!-powiedziała dziewczyna.
-A może jeszcze...-chciał wysępić Max, ale gdy zobaczył wzrok dziewczyny zrezygnawał.
-No dobra idziemy...-dokończył. -Chodźcie panowie.
Zeszliśmy posłusznie, choć z pewnym niedosytem.
-Ale było fajnie!!!-powiedział zadowolony Tom.
-Aż mi cukier spadł z tego wszystkiego.-dodał Jay.
-Ja też bym coś zjadł. -dodałem i wtedy usłyszałem:
-To co, teraz idziemy na watę?!


Wprawdzie wiem, że patrząc na moment w którym odbywa sie akcja mojego bloga ta piasenka ani teledysk jeszcze nie istnieje, ale w sam raz tu pasuje, a wiec drodzy państwo: THE WANTED -Lose my mind :)










Kolejny rozdział bedzie w przyszły weekend, chyba, że znajde trochę czasu i dodam w tygodniu:) Macie spotkanie, mam nadzieję, że się Wam podoba, ale uprzedzam to jeszcze nie koniec:D Dziękuje za komentarze<3

A teraz chciałam Wam polecić nowego bloga, osoby która pewnie kojarzycie z mojego bloga jako anonima z podpisu- Lose my mind :) Serdzecznie zapraszam w jej imieniu. http://www.stop-the-moment-by-tw.blogspot.com/   Napewno nie będziecie żałować:D



ROZDZIAŁ 15


~sobota - dzień spotkania~


-Gdzie jest kuźwa mój trampek?!!!!!!!-goniłem po domu w jednym bucie na nodze usilnie szukając drugiego. Jak zwykle zaspałem i musiałem przygotowywać się w biegu. Jessica wyszła zaspana ze swojego pokoju przecierając oczy:
-Czego się tak drzesz od samego rana?!!!- zapytała się ,a raczej nakrzyczała na mnie oburzona siostra.
-A jak się mam się nie drzeć skoro mi buta ukradłaś?! Gdzie on jest?!- zasypałem ją oskarżeniami.
-Ty się idź zacznij leczyć, bo w paranoję wpadasz! Po co mi twój śmierdzący bucior? Możesz mi powiedzieć?
-Zaraz, zaraz... Tylko nie śmierdzący. To jest mój ukochany, czyściutki, pachnący, bialutki trampeczek i mi go tu nie obrażaj.- stanąłem w obronie swojej własności. Jessica tylko spojrzała na mnie, popukała się w czoło i poszła do kuchni. Za chwilę wpadła mama jakby się co najmniej paliło:
-Co się stało?- zapytała spanikowana.
-Ten idiota zgubił buta. Nierozgarnięte to dziecko. - kto by pomyślał, że z mojej siostruni taki adwokat.
-Ty się lepiej nie odzywaj i tylko wracaj do kuchni wpierdzielać te swoje chrupki, papugo!- zdenerwowałem się.
-Mamo buta zgubiłem, nie wiem gdzie jest. Już chyba wszystko przeszukałem i nigdzie go nie ma.
Pomożesz mi?- zapytałem słodkim głosikiem.
-Oczywiście, że ci pomogę. -odpowiedziała mama. Na nią zawsze mogę liczyć.
-Mamo?! No co ty?!- powiedziała zdziwiona młoda. -Jak zgubił to niech sam szuka.-dodała.
-Jess okaż trochę miłosierdzia, przecież on sobie sam nie poradzi.- powiedziała z politowaniem mama jakbym tego nie słyszał.
-Dzięki mamo. Umiesz człowiekowi podnieść samoocenę. Naprawdę.-powiedziałem rozgoryczony.
-Ale syneczku nie denerwuj się. Zajmijmy się lepiej tym butem, bo się spóźnisz...-powiedziała mama i udała się na poszukiwania.
-No dobra, ja też Ci pomogę. Patrzyłeś już w szafce na buty?- zapytała Jess.
-Dziękuje. Patrzyłem, ale tam go nie ma.-odpowiedziałem.
-Jednak pójdę sprawdzić, bo jakoś ci nie......-nie zdążyła dokończyć siostra, bo nagle odezwała się mama:
-Mam!!!! Znalazłam go!- obwieściła radosną nowinę wchodząc do pokoju z butem w ręce.
-O jak dobrze! Dziękuję. Gdzie był?-zapytałem, rzucając się z radością na mamę.
-W korytarzu, w szafce na buty. Swoją drogą ja nie wiem dlaczego tam nie sprawdziłeś.
-Boże widzisz i nie grzmisz!- zawołała kierując swój wzrok do nieba Jessica, a ja popatrzyłem na nią pokorniutkim wzrokiem. Muszę przyznać, że mi się zrobiło głupio.
Mama biedna patrzyła na nas zdezorientowana, bo nie wiedziała o co chodzi. Może to i lepiej.
Postanowiłem przerwać tę niekorzystną sytuację i powiedziałem, żebyś my poszli zjeść płatki z mlekiem. Siedzieliśmy sobie i rozmawialiśmy przy śniadanku. Mama powiedziała mi żebym się dzisiaj hamował w wesołym miasteczku i nie wyskoczył z tą ciuchcią przy chłopakach. Będzie to trudne, ale dam rady. Wierzę w siebie.
Gdy zjadłem poszedłem do łazienki, aby się uczesać.  Musiałem się pospieszyć, bo za godzinę musiałem być na dworcu żeby zdążyć na pociąg. Stwierdziłem, że będzie lepiej jeśli tak pojadę, bo nie chciałem znów wykorzystywać mamy. Ona miała lekkie opory czy mnie puścić, ale się zgodziła, bo zapewniłem ją, że będę rozsądny i sobie poradzę. No co, muszę się usamodzielnić.
Układałem sobie włosy, gdy nagle usłyszałem mamę:
-Nathan, chodź już bo zaraz musimy jechać.
Popatrzyłem na zegarek. O kurczę jak szybko zleciało te pół godziny.
Mama z Jess odwiozły mnie na dworzec. Chciały ze mną czekać, ale powiedziałem, że sobie poradzę. O dziwo uległy. Kupiłem bilet i udałem się na peron. Czekałem kilka minut, gdy nagle usłyszałem, że mój pociąg ma za chwilę odjazd. Zerwałem się na równe nogi. Pociąg nadjechał, a ja spokojnie wsiadłem. Też mi filozofia. Niepotrzebnie się mama tak o mnie martwiła. Napisałem jej SMS-a, że już jadę żeby w domu na zawału nie padła z tych nerwów.  Założyłem sobie słuchawki i włączyłem muzykę. Teraz tylko przeżyć te dwie nudne godziny i wysiąść w Londynie....






Dziękuje za komentarze<3 Jak się wyrobię to jutro dodam nexta. W końcu będzie spotkanie:) Wiem, wiem długo przeciągam, niedobra jestem:D
Proszę o dużo komentarzy, bo mnie motywują. Dla Was to chwilka, a dla mnie sens pisania bloga.
Z góry dziękuję:***
Jeśli ktoś chce żebym go informowała na twitterze to piszcie w komentarzach.


niedziela, 10 lutego 2013

ROZDZIAŁ 14


~jakiś czas później~


Ciepłe lipcowe popołudnie, nie ma chyba nic piękniejszego na świecie. Mama pojechała do swojej znajomej i zabrała Jessicę, ja zostałem, wolałem cieszyć się ostatnimi chwilami samotności i spokoju. Siedziałem na podwórku,łapczywie biorąc każdy oddech, jakby miał być on moim ostatnim. Promienie słońca otulały moja twarz. To wszystko było tak cudowne, a jednocześnie takie zwykłe i codzienne.  Każda chwila, każda sekunda dawały mi ukojenie i przynosiły spokój. To dziwne jak człowiekowi czasem niewiele potrzeba do szczęścia....właśnie, tylko czasem. Mimo, że spełniły się moje marzenia, nie poczułem jakieś wewnętrznej radości, czułem obawę jak to będzie..... Jak ja się cholernie bałem. Wiedziałem jednak, że nie mogę się poddać, nie teraz. Zbyt długo czekałem na taka szansę, nie mogę jej zmarnować.....
Nagle z zamyślenia wyrwał mnie dźwięk telefonu. Zero spokoju na tym świecie. Spojrzałem na wyświetlacz, dzwonił Max. -To ja znam jakiegoś Max'a?!- zapytałem sam siebie po czym doszło do mnie, że jednak znam. Tak, tak przyznaje jestem troszeczkę nierozgarnięty,ale tylko czasem.
Odebrałem telefon i usłyszałem męski głos.Tak to był głos Max'a, teraz już doskonale wszystko pamiętałem.
-Hej młody!-powiedział na przywitanie, a ja myślałem, że mnie jasny szlag trafi, no bo ileż można człowiekowi wiek wypominać. -Hej stary, łysy durniu!- chciałem powiedzieć, ale za chwilkę ochłonąłem, wróciłem do stanu równowagi psychicznej i się wyluzowałem jak kaczka na niedzielny obiadek.
-Cześć Max! Co się stało, że dzwonisz?-przywitałem się i grzecznie zapytałem naszego pana kierownika.
-Ciele oknem wyleciało!!!-powiedział i zaczął się śmiać, ale jak zorientował się, że mnie ty kompletnie nie ruszyło to się uspokoił. Ja to jednak potrafię człowieka zagiąć. Co on myśli z takim sucharem mi tu wyjechał, a ja się mam śmiać. No on chyba raczej jakiś niepoważny jest.
-Sorry, nie mogłem się powstrzymać.- powiedziało biedactwo skruszonym głosikiem.
-Spoko, rozumiem, ale dalej nie wiem o co chodzi?-dociekałem.
-A no tak, zapomniałem! Bo nie wiem czy pamiętasz, ale mieliśmy sobie zorganizować jakiś wypad w piątkę, więc pomyślałem, że to chyba najwyższy czas. Co Ty na to? -powiedział.
-To super, A kiedy?-zapytałem.
-W najbliższą sobotę w Londynie, dokładnie jeszcze wszystko obgadamy. Dasz radę?
-Mi pasuje. A jak z resztą?
-Dzwoniłem już do nich, raczej dadzą radę. Mam nadzieję, że uda nam się w końcu lepiej poznać, bo ostatnio to raczej ciężko było tego dokonać.-powiedział Max.
-Też tak myślę. Musimy tylko fajnie wykorzystać ten dzień, ale z tym napewno nie będzie problemów.
-Jasne. Postaram się coś wymyślić. W sumie pomyślałem o wesołym miasteczku, ale to chyba głupi pomysł...-zaproponował.
-Nie, no co ty świetny! Tak dawno nie byłem w wesołym miasteczku, z chęcią się przejdę. tam zawsze jest co robić. - odpowiedziałem z entuzjazmem, mając nadzieję, że może tam będzie jakaś ciuchcia i mnie wpuszczą.
-To super, już się bałem, że ci się nie spodoba. Ja też dawno nie byłem w wesołym miasteczku, juz chyba z dziesięć lat, nawet tego za dobrze nie pamiętam. A Ty kiedy byłeś?-spytał.
-Yyyyy.....no.....aż tak dawno to nie, ale już dłuższy czas. Nie mogę się doczekać naszego spotkania, będzie świetna zabawa.-starałem się jak najszybciej odejść od tamtego tematu. Ja się tam serio będę musiał opanowywać żeby czasem nie napaść stoiska z watą, albo czegos innego głupiego nie zrobić.
-No jasne. To do zobaczenia. Będę jeszcze dzwonił to umówimy konkretną godzinę i miejsce. - zaznaczył Max.
-OK, będę czekał. Narazie.
-Cześć. -odpowiedział Max i się rozłączył.
No to super, teraz będę musiał naprawdę uważać żeby nie wzięli mnie za małolata. Przecież jak ja zobaczę ciuchcię to się nie powstrzymam. Dlaczego?!!!!! Jak ja mogłem byś taki głupi i się zgodzić. No nic, trzeba potrenować swoją słabą silną wolę, mam czas do soboty.-pomyślałem sobie, gdy usłyszałem jak mama i Jess podjechały. No i koniec spokoju...
-Co robiłeś jak nas nie było?-zapytała mama
-Nic ciekawego. Dzwonił ten Max z zespołu, umówiliśmy się na spotkanie w sobotę.-odpowiedziałem.
-To fajnie, a co będziecie robić?-spytała młoda.
-Wstępnie umówiliśmy się, że pójdziemy do wesołego mia.....-niestety nie było dane mi dokończyć, gdyż moja kochana siostrzyczka wraz z mamą popadły w histeryczny śmiech.
-No to sobie Nathanku przynajmniej kółeczko dokończysz.-powiedziała mama gdy troszkę się uspokoiła, ale ledwo powstrzymując od płaczu.....






Dziękuję za komentarze:) Przepraszam, że tak długo nie dodawałam, ale szkoła mi na to nie pozwala.
Nastepny rozdział dodam za tydzień w weekend, jak mi się uda to może nawet dwa, ale nie obiecuję:D Kolejny będzie ciekawszy, czego się pewnie domyślacie. Obiecuję<3
Do następnego...

niedziela, 3 lutego 2013

The Versatile Blogger Award


Dziękuję za nominację http://lasttoknowblog.blogspot.com/ :) Polecam, super opowiadanie.



The Versatile Blogger - co powinien zrobić nominowany:

- podziękować nominującemu na jego blogu,
- pokazać nagrodę Versatile Blogger u siebie,
- ujawnić 7 faktów dotyczących samego siebie,
- nominować 10 blogów, które jego zdaniem na to zasługują,
- poinformować o tym fakcie autorów nominowanych blogów.
 
 
Pierwsze dwa z głowy, teraz trzeci... OMG!!! Siedem faktów o mnie, nie wiem jak to ogarnę, ale dobra zaczynam:
 
1.Ostatnio uzależniłam się od Twittera (ale dobrze mi z tym) :) Bo tylko tam mogę swobodnie porozmawiać ze wspaniałymi ludźmi na interesujące mnie tematy. To szczególnie dla mnie ważne bo jestem nieśmiała i boję się rozmawiać z ludźmi twarzą w twarz.
 
2.Chodzę do liceum o profilu policyjnym, ale nie wiąże mojej przyszłości z tym kierunkiem. Bardziej interesuje mnie marketing, reżyserka lub dziennikarstwo :D
 
3.The Wanted słucham od końca czerwca 2012, zaczęłam kilka dni przed wakacjami kiedy zobaczyłam w TV teledysk do Chasing The Sun, ale wcześniej słyszałam tą piosenkę w radiu i za mną chodziła, tylko nie zastanawiałam się nad tym kto ją śpiewa, więc kiedy tylko zobaczyłam nazwę i tytuł, że tak powiem ,,czarno na białym'' zaczęło się przeszukiwanie internetu. Najlepsze było odkrywanie kolejnych piosenek, teledysków, faktów o zespole, wiele godzin, a może nawet dni spędziłam wtedy przy komputerze i nadal spędzam, ale tego nie żałuje, bo to moja pasja i wszyscy mogą mnie uważać za nienormalną, ale ja z tego nie zrezygnuje. (..i mówię, że to kocham, nawet po długości widać, że mogę o tym pisać godzinami, ale nie chcę was zanudzać).
 
4. TWFanmily jest dla mnie jak rodzina i najlepsi przyjaciele:) To pierwszy i jedyny fandom, w którym jestem i będę zawsze.
 
5.Mam ogromna nadzieję, że moi znajomi nie dowiedzą się o blogu i koncie na tt, bo to by była zagłada:) Oczywiście nie mówię tu o rodzinie, która i tak o tym wszystkim wie.
 
6.Nie pije kawy, za to herbatkę kocham<3
 
7.Uważam, że miłość jest piękna, ale zakochanie się do dupy.
 
Nawet łatwo poszło, jest siedem:)
 
A teraz blogi, które nominuję:
 
Jest 10:)
 
 
Kolejny rozdział będzie w przyszły weekend, bo dziś się nie wyrobię. Dużo nauki, a poza tym brak weny, a raczej humoru, a nie chce dodawać jakiś smętów skoro to ma być wesołe opowiadanie. Wolę dodać jeden fajny rozdział niż kilka badziewnych. Mam nadzieję, że mnie rozumiecie:)
Do następnego...
 
 
 
 
 
 
 
 
 
 
 
 
 
 
 
 

sobota, 2 lutego 2013

ROZDZIAŁ 13

Obudziłem się rano, ale nadal byłem wykończony wczorajszymi przeżyciami na korytarzu. Czułem spokój, że już wszystko za mną i nie muszę przejmować się przesłuchaniem, ale dalej pozostawał pewien niepokój, choć był on raczej pozytywny, jeżeli to właściwe określenie. Spełniłem pragnienia i się nie poddałem mimo przeciwnością losu. Pracowałem ciężko i podążałem za marzeniami i jestem szczęśliwy, że udało mi się bo nie wszyscy ludzie mają tyle szczęścia co ja, a niektórzy nie potrafią docenić, że im się poszczęściło. Życie jest dziwne i niesprawiedliwe. Muszę zrobić wszystko żeby nie spieprzyć danej mi szansy, być może pierwszej, jedynej i ostatniej.... Przez ta kilka dni moje życie zmieniło się o 180 stopni, przestałem być szczeniakiem, ale nie mogę powiedzieć żebym był dojrzały, nie, jeszcze nie teraz.
Kiedy już skończyłem dumać wstałem, gdyż musiałem trochę ogarnąć najbliższe otoczenie, bo przez ostatnie dni nie było na to czasu. Ubrałem na siebie to co wpadło mi w ręce, zjadłem śniadanie, umyłem swoje piękne białe ząbki, zrobiłem jeszcze kilka innych pasjonujących rzeczy i wziąłem się za sprzątanie, bo chciałem zrobić niespodziankę mamie i Jess, które jeszcze spały. Ja ostatnio nie mogę, energia mnie rozpiera, a to dziwne bo zawsze byłem śpiochem, to pewnie tylko chwilowa słabość. Pousuwałem w kuchni i trochę w salonie,bo tam mama sprząta i jest czyściutko, ale potem wziąłem się za pokój..... tu już porządeczku nie było. Mama tam nie wchodzi bo się boi, a Jess tylko wtedy kiedy coś chce, ale to tak szybko wchodzi i wychodzi. Zaskoczę je i sprawie,że mój pokój będzie ślnił.... Powiedziałem to?! No dobra, jak się powiedziało A to trzeba powiedzieć B. Zabrałem wszystkie potrzebne rzeczy, a przynajmniej te które mi się taki wydawały, czyli wszystko co znalazłem.:) Jakoś się tam dotoczyłem, choć powiem było to trudne z tym arsenałem na rękach.
Rzuciłem wszystko na podłogę, dopiero po tym zorientowałem się, że mogła być tam jakaś szklana butelka.... na szczęście nie było. Choć w kilku tak jakby coś zawrzało i zrobiły się takie białe bąbelki w środku. Wystraszyłem się i wolałem dmuchać na zimne, więc schowałem się za biurko, aby przeczekać ewentualną eksplozję. Siedziałem tam z pięć minut i nic się nie działo, więc postanowiłem powoli wyłonić się z mojej kryjówki, najpierw wychyliłem ostrożnie głowę, do której wkrótce dołączyła reszta ciała. Chyba już jestem bezpieczny - stwierdziłem. I zacząłem przeglądać te specyfiki, choć z pewną rezerwą.  To niebieskie w butelce z dzyndzelkiem to chyba płyn do mycia okien, bo szyba jest na etykiecie narysowana. O!!!! Co ja patrzę..... to jest z dodatkiem alkoholu:) Coś czuję, że to sprzątanie będzie fascynujące. Gdy już wiedziałem jaki środek jest do czego, łatwizna, przecież są obrazki, zabrałem się do właściwego sprzatania. Pozbierałem ubrania z podłogi i zaniosłem do prania, cały kosz się uzbierał....to się mama zdziwi. Wróciłem do królestwa pozbierać śmieci, czyli w moim wydaniu pomięte kartki z jakimiś nieudolnymi tekstami piosenek, opakowania po ciastkach, itp. Kolejny kosz się zapełnił:) Jak już miałem swobodne przejście to starłem sobie kurze z mebli.,ale się umachałem tą szmatą......szkoda gadać.  Później były okna i płyn z alkoholem, bo to tak musi być żeby smug nie było. Po tej czynności ogarnął mnie taki dobry humor, tak nagle, nie wiem czemu....  Zmieniłem sobie pościel, tak wiem zdolny jestem. Poukładałem resztę klamotów, w sensie czyste ubrania do szafy, książki na półki (skąd tego tyle na wierzchu jak ja nie czytam, no nie wiem), z biurka sobie sprzątłem i już było cudnie, jeszcze tylko poodkurzać.... No tak, ale gdzie jest odkurzacz? Po chwili poszukiwań znalazłem i dotargałem do pokoju to bydlę. Myślałem,że zwariuję po drodze, to mi się kabel między nogami plącze, tu jakaś rura spadła, kawałek dalej się prawie zabiłem przez to wszystko, ale na szczęście wróciłem do położenia równowagi. Traumatyczne przeżycie. Jakoś, w niewyjaśniony nawet dla mnie sposób spiąłem wszystko to kupy i włączyłem ten kombajn. Szybko machałem tą rurą, bo hałasował,a ja nie chciałem obudzić domowników. Od razu poczułem, że mi się z wysiłku biceps powiększył. Zaniosłem odkurzacz z powrotem na swoje miejsce i wróciłem obejrzeć moje dzieło. Blask po prostu bił po oczach, aż się bałem wejść żeby niczego nie zepsuć. Była dziewiąta, trzy godzinki pracy, ale efekt jest zdumiewający.
Zmęczony sprzątaniem położyłem się na łóżku i za chwilę zasnąłem, ale długo sobie nie pospałem, bo Jess zaczęła się drzeć.
-Wstawaj, ty nic tylko byś spał!!!!!-odezwała się ta co wstaje skoro świt. Tak tu właśnie człowieka doceniają.....  







Trochę dłuższy niż ostatno, bo mnie wena naszła:) Mam nadzieje, że się podobał. Dziękuje za komentarze i proszę o więcej:*** Myślę,że jutro, a właściwie dziś dodam kolejny rozdział.
Do następnego...

wtorek, 29 stycznia 2013

ROZDZIAŁ 12

Wróciliśmy. Przekroczyłem próg mojego domu i pomyślałem, że teraz już nigdy nie będzie jak dawniej. Skończyło się moje beztroskie życie, od tego momentu przestałem być dzieckiem. -rozmyślałem stojąc w drzwiach i rozmyślał bym sobie tak dalej gdyby nie to, że Jess wparowała z tymi swoimi siatami i normalnie, centralnie wygrzmociliśmy się razem w korytarzu.
-Czy Ciebie do reszty pogięło?! Ile żeś tego na raz wzięła? Trzeba tu było od razu tirem wjechać to by były mniejsze szkody!!!!- próbowałem jej coś uświadomić.
-No ale....-próbowała coś powiedzieć.
-No co ale?
-Ale to jest tylko kilka siateczek. Przecież malutko sobie kupiłam. Nie widzisz?-kontynuowała słodkim głosikiem.
-To jest mało?! Przecież tobie te ubrania z szafy wypełzną, wyjdą z pokoju, przejdą przez korytarz i wlezą do mojego i mnie pożrą. Już się mnie chcesz pozbyć? O Boże..... dlaczego nikt mnie nie kocha?-moja frustracja sięgała granic.
-Oj tam, oj tam. Mamusia Cię kocha. Ja w sumie nie wiem. Jak się zastanowię to ci powiem, no bo wiesz ja nie podejmuję takich poważnych decyzji zbyt pochopnie.
-No to jak się zastanowisz to umów się na spotkanie z moim managerem, to może znajdę parę minut żeby się z Tobą spotkać. Jesteś moją siostrą to może coś się uda załatwić. No, ale nic nie obiecuję. - odpowiedziałem jej jakże niezwykle błyskotliwą odpowiedzią.
-A weź się cmoknij.-powiedziała obrażona.
-Muszę Cię zawieść. Nie dostane niestety. Mam takie coś co mi to utrudnia i to się kręgosłup nazywa.-odpowiedziałem próbując zachować powagę.
-Olśnienie na mnie zstąpiło w tej chwili. To człowiek ma coś takiego? Zburzyłeś moje dotychczasowe wyobrażenia na temat człowieka.  Jak mogłeś mi to zrobić?!
-Widzisz jaki inteligenty jestem.-powiedziałem z dumą w głosie, kiedy do domu weszła mama, też obładowana torbami z zakupami.
-Rozejść się. Przejście dla mamusi zróbcie.-powiedziała mama, a ja już całkiem zwątpiłem w to, że jaka kolwiek kobieta nie ma obsesji na punkcie zakupów. Widać człowiek się przez całe życie dowiaduje czegoś nowego...






Dzisiaj króciutki bo nie mam czasu,ale jak obiecałam to dodałam:) Następny rozdział w weekend.
Dziękuje za komentarze i proszę o więcej:D Do następnego.....











Seev:)

Wczoraj Siva zmienił sobie ikonkę na twitterze, dzisiaj napisał i dopiero po chwili zorientowałam się, że to on. Napisałam więc do niego, że nie mogę się przyzwyczaić do jego nowej ikonki, a on ku mojemu zdziwieniu odpisał. O_o
Ja to mam albo szczęście, albo farta. I chyba prawdziwe jest to przysłowie, że głupi ma szczęście, bo ja ostatnio zaczęłam głupieć. To chyba tak z wiekiem przychodzi, im starszy tym głupszy:) 
Może dziś jakiś rozdział dodam z tego wszystkiego:)

 
Ale muszę przyznać,że ta ikonka jest dziwna:) Nie ma to jak photoshop...

niedziela, 27 stycznia 2013

Koncert w Polsce?!

Nie uwierzycie co się wydarzyło, bo ja sama do tej pory nie mogę w to uwierzć. Dziś postanowiłam trochę pomęczyć chłopaków na temat przyjazdu do Polski i zastosowałam niewielki spamik, który przyniósł efekty,
ODPISALI MI!!!!!! To prawie zawału dostałam.
A chwilę potem follownęli:) Kilka razy sprawdzałam, żeby się upewnić i prawie sie popłakałam ze szczęścia.
Napisali, że maja nadzieję:)



A oto dowód:


sobota, 26 stycznia 2013

ROZDZIAŁ 11

No więc wstałem sobie, bo to było jedyna czynność która mi przyszła do głowy i myślę jak by tu zacząć. Kiedy popatrzyłem w stronę moich słuchaczy to mi się słabo zrobiło. Pięć par oczu wlepionych we mnie jak w obrazek, ale się spiąłem i zacząłem. -Nazywam się Sykes...., Nathan James Sykes -uszczególniłem. -Mam 16 lat- powiedziałem cichutko żeby nikt nie usłyszał, ale oczywiście Tom nie usłyszał i poprosił żebym powtórzył. Ja wiedziałem, że on mi coś kiedyś zrobi i się stało. -16!-powiedziałem głośniej żeby wszyscy usłyszeli, bo trzeci raz bym już chyba nie przeżył.
-Śpiewam od najmłodszych lat, pisze piosenki i gram na pianinie.-wolałem nie wspominać, że gram na dudach bo się obawiałem reakcji. - Kocham to co robię i nigdy bym z tego nie zrezygnował. Jest mi wszystko jedno co będę robił, ale muszę zajmować się muzyką. Mieszkam w Gloucester razem z mamą i młodszą siostrą.- powiedziałem.-No i jeszcze jak byłem mały to wygrałem Britney Spears Karaoke Kriminal i całowałem się z nią.....,ale tylko w policzek.-dodałem, aby rozładować napiętą atmosferę, po czym wszyscy zaczęli się śmiać.
Następnie był Max. Widać, że wiek nie świadczy o dojrzałości. To były tylko pozory, że on niby taki poważny. Ale ogólnie jest taki ogarnięty, będzie pewnie dowódcą naszego zespołu. Pochodzi z Manchesteru. Szkoda, że kibicuje City, a nie United, bo bym miał kompana do kibicowania. No, ale jak już mówiłem- całe życie pod górkę.
Kolejny był Jay, kiedyś był tancerzem, to mnie może podszkoli. W sumie ja dobrze tańczę, ale nie zaszkodzi. Teraz jak wiem o nim więcej wydaje się miły, może jednak nawiążemy bliższy kontakt. Chodził do szkoły katolickiej, ale nie wygląda.
Siva jak przewidywałem, był modelem, ale nie lubił tej pracy i porzucił ją dla śpiewania. Ma brata bliźniaka, który też był na tym przesłuchaniu, ale się nie dostał.  Jak jeden nie może to drugi mu pomoże, też bym chciał mieć bliźniaka. Ale mu współczuje, bo jego tata zmarł jak ten miał pięć lat i jego mama wychowywała ośmioro dzieci sama, silna kobieta z niej musi być swoją drogą. Pochodzi z Dublina, mówiłem,że Irlandczyk.
Ostatni był Tom, nadpobudliwy to najlepsze słowo aby go opisać. Ma fajne poczucie humoru,jest żywiołowy to dobrze bo lubie takich ludzi. Nie jest taki straszny jak się wydawał. Pochodzi z Bolton. Studiował geografię, ale porzucił studia, żeby móc śpiewać. To duże poświęcenie i odwaga.
A więc z tymi ludźmi przyszło mi żyć przez najbliższy, nieokreślony czas. Nie wiem czego mogę się po nich spodziewać, ale mam nadzieję, że staną się moimi przyjaciółmi. Jakoś to będzie. Trzeba myśleć pozytywnie.
Na lidera jednogłośnie wybraliśmy Maxa. On się zdecydowanie do tego najlepiej nadaje, może nas jakoś ogarnie, ale łatwo mu  na pewno nie będzie.
Po wstępnym zapoznaniu się, załatwiliśmy formalności. Musiałem zadzwonić do mamy, bo jestem niepełnoletni i ona musiała przyjść żeby mi jakieś zgody podpisać. Ja nie mogę! Jak to jest, że mając szesnaście lat niektóre rzeczy można robić, a takich głupot nie. Mama za chwile przyszła, bo już skończyły z młodą robić zakupy i machnęła tam jakiś podpis, pogadała z menagerką. Przedstawiłem jej też chłopaków, niech wie komu syna oddaje. Gadała z nimi chyba dłużej niż ja.
Po dopełnieniu formalności mogliśmy się rozejść, bo pracę zgodnie z kontraktem zaczynaliśmy dopiero w przyszłym miesiącu. Wymieniliśmy się jeszcze numerami telefonów, żeby móc się umówić na takie jakieś wyjście między czasie. W końcu musimy się poznać, jesteśmy na siebie skazani.  Jadnak mimo wszystko jestem dobrej myśli, będzie to najlepsza przygoda w moim życiu... Jestem tego pewien.




A tu macie Nathana- mistrza tańca:)











Słabo wyszedł w porównaniu do wcześniejszych, ale to dlatego, że szkoła się zbliża, więc dobry humor się ode mnie oddala:(
Dziękuje wszystkie za komentarze:) Może jeszcze jutro coś napiszę, a potem dopiero za tydzień.
W sumie mam nie najlepszy humor, ale jak patrzę na tego gifa powyżej to mi się poprawia:D
Jeszcze kilku takich poszukam i wena do mnie wróci:)
Do następnego.....