sobota, 2 lutego 2013

ROZDZIAŁ 13

Obudziłem się rano, ale nadal byłem wykończony wczorajszymi przeżyciami na korytarzu. Czułem spokój, że już wszystko za mną i nie muszę przejmować się przesłuchaniem, ale dalej pozostawał pewien niepokój, choć był on raczej pozytywny, jeżeli to właściwe określenie. Spełniłem pragnienia i się nie poddałem mimo przeciwnością losu. Pracowałem ciężko i podążałem za marzeniami i jestem szczęśliwy, że udało mi się bo nie wszyscy ludzie mają tyle szczęścia co ja, a niektórzy nie potrafią docenić, że im się poszczęściło. Życie jest dziwne i niesprawiedliwe. Muszę zrobić wszystko żeby nie spieprzyć danej mi szansy, być może pierwszej, jedynej i ostatniej.... Przez ta kilka dni moje życie zmieniło się o 180 stopni, przestałem być szczeniakiem, ale nie mogę powiedzieć żebym był dojrzały, nie, jeszcze nie teraz.
Kiedy już skończyłem dumać wstałem, gdyż musiałem trochę ogarnąć najbliższe otoczenie, bo przez ostatnie dni nie było na to czasu. Ubrałem na siebie to co wpadło mi w ręce, zjadłem śniadanie, umyłem swoje piękne białe ząbki, zrobiłem jeszcze kilka innych pasjonujących rzeczy i wziąłem się za sprzątanie, bo chciałem zrobić niespodziankę mamie i Jess, które jeszcze spały. Ja ostatnio nie mogę, energia mnie rozpiera, a to dziwne bo zawsze byłem śpiochem, to pewnie tylko chwilowa słabość. Pousuwałem w kuchni i trochę w salonie,bo tam mama sprząta i jest czyściutko, ale potem wziąłem się za pokój..... tu już porządeczku nie było. Mama tam nie wchodzi bo się boi, a Jess tylko wtedy kiedy coś chce, ale to tak szybko wchodzi i wychodzi. Zaskoczę je i sprawie,że mój pokój będzie ślnił.... Powiedziałem to?! No dobra, jak się powiedziało A to trzeba powiedzieć B. Zabrałem wszystkie potrzebne rzeczy, a przynajmniej te które mi się taki wydawały, czyli wszystko co znalazłem.:) Jakoś się tam dotoczyłem, choć powiem było to trudne z tym arsenałem na rękach.
Rzuciłem wszystko na podłogę, dopiero po tym zorientowałem się, że mogła być tam jakaś szklana butelka.... na szczęście nie było. Choć w kilku tak jakby coś zawrzało i zrobiły się takie białe bąbelki w środku. Wystraszyłem się i wolałem dmuchać na zimne, więc schowałem się za biurko, aby przeczekać ewentualną eksplozję. Siedziałem tam z pięć minut i nic się nie działo, więc postanowiłem powoli wyłonić się z mojej kryjówki, najpierw wychyliłem ostrożnie głowę, do której wkrótce dołączyła reszta ciała. Chyba już jestem bezpieczny - stwierdziłem. I zacząłem przeglądać te specyfiki, choć z pewną rezerwą.  To niebieskie w butelce z dzyndzelkiem to chyba płyn do mycia okien, bo szyba jest na etykiecie narysowana. O!!!! Co ja patrzę..... to jest z dodatkiem alkoholu:) Coś czuję, że to sprzątanie będzie fascynujące. Gdy już wiedziałem jaki środek jest do czego, łatwizna, przecież są obrazki, zabrałem się do właściwego sprzatania. Pozbierałem ubrania z podłogi i zaniosłem do prania, cały kosz się uzbierał....to się mama zdziwi. Wróciłem do królestwa pozbierać śmieci, czyli w moim wydaniu pomięte kartki z jakimiś nieudolnymi tekstami piosenek, opakowania po ciastkach, itp. Kolejny kosz się zapełnił:) Jak już miałem swobodne przejście to starłem sobie kurze z mebli.,ale się umachałem tą szmatą......szkoda gadać.  Później były okna i płyn z alkoholem, bo to tak musi być żeby smug nie było. Po tej czynności ogarnął mnie taki dobry humor, tak nagle, nie wiem czemu....  Zmieniłem sobie pościel, tak wiem zdolny jestem. Poukładałem resztę klamotów, w sensie czyste ubrania do szafy, książki na półki (skąd tego tyle na wierzchu jak ja nie czytam, no nie wiem), z biurka sobie sprzątłem i już było cudnie, jeszcze tylko poodkurzać.... No tak, ale gdzie jest odkurzacz? Po chwili poszukiwań znalazłem i dotargałem do pokoju to bydlę. Myślałem,że zwariuję po drodze, to mi się kabel między nogami plącze, tu jakaś rura spadła, kawałek dalej się prawie zabiłem przez to wszystko, ale na szczęście wróciłem do położenia równowagi. Traumatyczne przeżycie. Jakoś, w niewyjaśniony nawet dla mnie sposób spiąłem wszystko to kupy i włączyłem ten kombajn. Szybko machałem tą rurą, bo hałasował,a ja nie chciałem obudzić domowników. Od razu poczułem, że mi się z wysiłku biceps powiększył. Zaniosłem odkurzacz z powrotem na swoje miejsce i wróciłem obejrzeć moje dzieło. Blask po prostu bił po oczach, aż się bałem wejść żeby niczego nie zepsuć. Była dziewiąta, trzy godzinki pracy, ale efekt jest zdumiewający.
Zmęczony sprzątaniem położyłem się na łóżku i za chwilę zasnąłem, ale długo sobie nie pospałem, bo Jess zaczęła się drzeć.
-Wstawaj, ty nic tylko byś spał!!!!!-odezwała się ta co wstaje skoro świt. Tak tu właśnie człowieka doceniają.....  







Trochę dłuższy niż ostatno, bo mnie wena naszła:) Mam nadzieje, że się podobał. Dziękuje za komentarze i proszę o więcej:*** Myślę,że jutro, a właściwie dziś dodam kolejny rozdział.
Do następnego...

4 komentarze:

  1. No raczej, że się podobał ;*** !
    Haah sprzątający Nath ;*** Słodko ;****
    Noom a to docenienie Jess ;*** Haah ;D
    Czekam na next'a ;***
    Weny ;***

    Mychaaa ;***

    OdpowiedzUsuń
  2. Spoko dział ♥
    Twoje opowiadanie jest takie inne,ale pozytywnie, więc cieszę się że na nie trafiłam
    Zapraszam do mnie :)
    http://all-that-lives-must-die.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń
  3. Nathan jest szczery :D biedny nie doceniaja go :P rozdzial cudny ;) weny bo chce nastepny ;3 informuj mnie o nowych moj tt:@werathewanted

    OdpowiedzUsuń
  4. Ja z tego nie mogę (komentarz krótki bo nadrabiam zaległości). Na początku czytam i myślę, że ty mi w jakaś melancholie wpadłaś. Takie życiowe przemyślenia i wogóle :) Ale jak zaczęłam czytać o sprzątaniu to wymiękłam xD Geniusz z ciebie. A Nath jednak umie sprzątać- cud. Rozpisałabym się, ale się śpieszę :) Jednak umiem napisać krótki komentarz, a ten rozdział trafnie opisuje jeden znaczek .:D Lose my mind

    OdpowiedzUsuń