niedziela, 17 lutego 2013

ROZDZIAŁ 16

Stęliśmy na stacji, ja siedziałem sobie spokojnie, gdy nagle okazało się, że to moja stacja. Zerwałem się na równe nogi i szybko wyskoczyłem z pociągu, że o mało nie zgubiłem trampek. Ciśnienie mi skoczyło, bo co by się stało gdybym się w porę nie zorientował. Na szczęście się udało. Mama może być ze mnie dumna. Zadzwoniłem do niej, że wszystko jest w porządku. Zresztą jak mogło nie być, ja- Nathan Sykes bym sobie nie poradził.
Przedarłem się przez tłum ludzi, aby wydostać się z dworca. Szedłem ulicami Londynu, aby dostać się w odpowiednie miejsce. Nawigacja w telefonie to dobra rzecz., przynajmniej się nie zgubię.
Fajne to miasto, ale jak dla mnie za bardzo zatłoczone, wolę swój rodzinny Gloucester. Spokojnie doszedłem na miejsce spotkania. Nikogo jeszcze nie było, więc albo stał się cud i po raz pierwszy jestem gdzieś o czasie, albo to jednak nie to miejsce. Nie musiałem się długo zastanawiać, bo za chwilę zobaczyłem machającego do mnie Jay'a. Uspokoiłem się, jednak dobrze trafiłem. Przywitałem się z moim przyszłym współpracownikiem. Pogadaliśmy chwilę, mogę nawet powiedzieć, że się polubiliśmy, przynajmniej będę miał z kim porozmawiać, nie będę samotny. Za chwilę przyszli jeszcze Tom z Maxem i czekaliśmy na Sive. Po jakis dziesięciu minutach przyleciał zdyszany.
-Sory za spóźnienie panowie, coś mi wypadło. - powiedział. Pewnie włosy układał - pomyślałem.
On jest we wszystkim ode mnie lepszy, przystojniejszy, włosy dłużej układa, no ja nie wiem jak tak można.
Szliśmy sobie całą grupką w umówine miejsce, czyli do wesołego miasteczka. No trzeba się cieszyć tym, że na razie nie jesteśmy rozpoznawalni, bo później sobie już tak swobodnie nie pospacerujemy.
Niezły żart, dobrze, że sobie pomarzyć można. 
Wkroczyliśmy do wspaniałej krainy wiecznego dzieciństwa. Od tej pory musiałem się pilnować żeby nie zrobić z siebie idioty przed nowymi kolegami. Najpierw poszliśmy na diabelski młyn, fajnie było, ale musze przyznać, że się bałem, nie dałem jednak tego po sobie poznać. Potem zastanawialiśmy się gdzie dalej iść. Tom zaproponował żebyś my poszli na samochodziki. Wszyscy mu przytaknęli. Szliśmy tak sobie spokojnie gdy nagle moim oczom ukazała się ciuchcia.
Rany boskie, tylko nie to!!!- pomyślałem. Zdenerwowałem się dziś po raz kolejny, jednak za chwilę uspokoiłem swój oddech. Nathan trzymaj się, nie patrz tam i wszystko będzie dobrze. Próbowałem się opanować. Patrzyłem na moje białe trampeczki, musiałem się czymś zająć. Nagle spostrzegłem, że chłopaki zaczęli zwalniać, gdy akurat przechodziliśmy koło ciuchci. Przecież oni mnie wykończą! No ruszcie dupę i niech się wreszcie skończy ten horror- pomyślałem. Jednak telepatami to chyba oni nie są, bo mnie nie posłuchali.
-Chłopaki, a może byśmy tak.... No wiecie, wróciłbym się do czasów dzieciństwa. Co wy na to? -usłyszałem Max'a. On nawet nie wie jaką radość sprawił mi tymi słowami, chyba się w nim zakochałem.
-Tak!!! Tak!!!- potem usłyszałem Toma.
Ja chyba śnię, jestem w krainie różowych jednorożców. Boję się, że się zaraz obudzę. Uszczypnąłem się dyskretnie. To jednak nie sen.
-A wy co na to?- zapytał nas, czyli mnie Jay'a i Sive, Max.
-Ja bardzo chętnie.-powiedział Jay.
-Ja też.- rzekł Siva.
-No to chodźmy.- dodałem. jakiż ja z siebie jestem dumny, że tak długo wytrzymałem
-Ale jest jeden problem. Ograniczenie wiekowe.-powiedział Jay.
-Nie ma takiego problemu, którego by się nie dało rozwiązać. Ładnie poprosimy, to się zgodzą. - pocieszył nas Tom.
Na nasze szczęście opiekę nad ciuchcią sprawowała młoda dziewczyna. Gdy nas zobaczyła wyglądała na lekko zdziwioną, ale kiedy usłyszała czego chcemy z trudem powstrzymała się od śmiechu.
-Wy sobie jaja ze mnie robicie. Prawda?!- powiedziała.
-Dlaczego mielibyśmy sobie żartować. Naprawdę bardzo nam zależy. Proszę zgódź się. - przekonywałem ją, używając przy tym całego swojego uroku, który niewątpliwie posiadam.
-No wiesz, akurat z tobą to nie będzie problemu, bo i tak się nikt nie zorientuje.- powiedziała drwiąco. Chłopaki zaczęli się śmiać, ale jak się na nich popatrzyłem swoim zabójczym spojrzeniem to się momentalnie uspokoili. Jakie te kobiety teraz wyemancypowane. No nic muszę przyznać, że mnie zgasiła i skończyły mi się argumenty.
-Ale dobra, właźcie, bo i tak mi nie dacie spokoju, a i tak narazie nie ma dzieci. Ale zaznaczam tylko jeden raz i nie chcę was tu więcej widzieć. Zrozumieliście?- dodała.
-Tak, tak, tak, obiecujemy!!! Tylko raz i już nas nie ma. Dziękujemy!!!- zaczęliśmy wykrzykiwać naprzemian.
Wpakowaliśmy się do ciuchci, mnie udało się zająć wagonik z samego przodu. Jestem maszynistą.!!! Taki byłem ucieszony, że nie mogę tego słowami opisać. Nathan możesz być z siebie dumny.
Siedzieliśmy sobie w piątkę i naśladowaliśmy dźwięki pociągu, ale było fajnie. Biedna dziewczyna pewnie traumy po tym dniu dostanie.
-Z drogi śledzie, Nathan jedzie!!!!!-wydzierałem się w niebogłosy, ale na swoją obrone dodam, że nie tylko ja tak robiłem.
Kółeczka nieubłaganie szybko mijały, aż wreszcie pociąg się zatrzymał.
-Dobra, wyjazd mi stąd teraz!-powiedziała dziewczyna.
-A może jeszcze...-chciał wysępić Max, ale gdy zobaczył wzrok dziewczyny zrezygnawał.
-No dobra idziemy...-dokończył. -Chodźcie panowie.
Zeszliśmy posłusznie, choć z pewnym niedosytem.
-Ale było fajnie!!!-powiedział zadowolony Tom.
-Aż mi cukier spadł z tego wszystkiego.-dodał Jay.
-Ja też bym coś zjadł. -dodałem i wtedy usłyszałem:
-To co, teraz idziemy na watę?!


Wprawdzie wiem, że patrząc na moment w którym odbywa sie akcja mojego bloga ta piasenka ani teledysk jeszcze nie istnieje, ale w sam raz tu pasuje, a wiec drodzy państwo: THE WANTED -Lose my mind :)










Kolejny rozdział bedzie w przyszły weekend, chyba, że znajde trochę czasu i dodam w tygodniu:) Macie spotkanie, mam nadzieję, że się Wam podoba, ale uprzedzam to jeszcze nie koniec:D Dziękuje za komentarze<3

A teraz chciałam Wam polecić nowego bloga, osoby która pewnie kojarzycie z mojego bloga jako anonima z podpisu- Lose my mind :) Serdzecznie zapraszam w jej imieniu. http://www.stop-the-moment-by-tw.blogspot.com/   Napewno nie będziecie żałować:D



ROZDZIAŁ 15


~sobota - dzień spotkania~


-Gdzie jest kuźwa mój trampek?!!!!!!!-goniłem po domu w jednym bucie na nodze usilnie szukając drugiego. Jak zwykle zaspałem i musiałem przygotowywać się w biegu. Jessica wyszła zaspana ze swojego pokoju przecierając oczy:
-Czego się tak drzesz od samego rana?!!!- zapytała się ,a raczej nakrzyczała na mnie oburzona siostra.
-A jak się mam się nie drzeć skoro mi buta ukradłaś?! Gdzie on jest?!- zasypałem ją oskarżeniami.
-Ty się idź zacznij leczyć, bo w paranoję wpadasz! Po co mi twój śmierdzący bucior? Możesz mi powiedzieć?
-Zaraz, zaraz... Tylko nie śmierdzący. To jest mój ukochany, czyściutki, pachnący, bialutki trampeczek i mi go tu nie obrażaj.- stanąłem w obronie swojej własności. Jessica tylko spojrzała na mnie, popukała się w czoło i poszła do kuchni. Za chwilę wpadła mama jakby się co najmniej paliło:
-Co się stało?- zapytała spanikowana.
-Ten idiota zgubił buta. Nierozgarnięte to dziecko. - kto by pomyślał, że z mojej siostruni taki adwokat.
-Ty się lepiej nie odzywaj i tylko wracaj do kuchni wpierdzielać te swoje chrupki, papugo!- zdenerwowałem się.
-Mamo buta zgubiłem, nie wiem gdzie jest. Już chyba wszystko przeszukałem i nigdzie go nie ma.
Pomożesz mi?- zapytałem słodkim głosikiem.
-Oczywiście, że ci pomogę. -odpowiedziała mama. Na nią zawsze mogę liczyć.
-Mamo?! No co ty?!- powiedziała zdziwiona młoda. -Jak zgubił to niech sam szuka.-dodała.
-Jess okaż trochę miłosierdzia, przecież on sobie sam nie poradzi.- powiedziała z politowaniem mama jakbym tego nie słyszał.
-Dzięki mamo. Umiesz człowiekowi podnieść samoocenę. Naprawdę.-powiedziałem rozgoryczony.
-Ale syneczku nie denerwuj się. Zajmijmy się lepiej tym butem, bo się spóźnisz...-powiedziała mama i udała się na poszukiwania.
-No dobra, ja też Ci pomogę. Patrzyłeś już w szafce na buty?- zapytała Jess.
-Dziękuje. Patrzyłem, ale tam go nie ma.-odpowiedziałem.
-Jednak pójdę sprawdzić, bo jakoś ci nie......-nie zdążyła dokończyć siostra, bo nagle odezwała się mama:
-Mam!!!! Znalazłam go!- obwieściła radosną nowinę wchodząc do pokoju z butem w ręce.
-O jak dobrze! Dziękuję. Gdzie był?-zapytałem, rzucając się z radością na mamę.
-W korytarzu, w szafce na buty. Swoją drogą ja nie wiem dlaczego tam nie sprawdziłeś.
-Boże widzisz i nie grzmisz!- zawołała kierując swój wzrok do nieba Jessica, a ja popatrzyłem na nią pokorniutkim wzrokiem. Muszę przyznać, że mi się zrobiło głupio.
Mama biedna patrzyła na nas zdezorientowana, bo nie wiedziała o co chodzi. Może to i lepiej.
Postanowiłem przerwać tę niekorzystną sytuację i powiedziałem, żebyś my poszli zjeść płatki z mlekiem. Siedzieliśmy sobie i rozmawialiśmy przy śniadanku. Mama powiedziała mi żebym się dzisiaj hamował w wesołym miasteczku i nie wyskoczył z tą ciuchcią przy chłopakach. Będzie to trudne, ale dam rady. Wierzę w siebie.
Gdy zjadłem poszedłem do łazienki, aby się uczesać.  Musiałem się pospieszyć, bo za godzinę musiałem być na dworcu żeby zdążyć na pociąg. Stwierdziłem, że będzie lepiej jeśli tak pojadę, bo nie chciałem znów wykorzystywać mamy. Ona miała lekkie opory czy mnie puścić, ale się zgodziła, bo zapewniłem ją, że będę rozsądny i sobie poradzę. No co, muszę się usamodzielnić.
Układałem sobie włosy, gdy nagle usłyszałem mamę:
-Nathan, chodź już bo zaraz musimy jechać.
Popatrzyłem na zegarek. O kurczę jak szybko zleciało te pół godziny.
Mama z Jess odwiozły mnie na dworzec. Chciały ze mną czekać, ale powiedziałem, że sobie poradzę. O dziwo uległy. Kupiłem bilet i udałem się na peron. Czekałem kilka minut, gdy nagle usłyszałem, że mój pociąg ma za chwilę odjazd. Zerwałem się na równe nogi. Pociąg nadjechał, a ja spokojnie wsiadłem. Też mi filozofia. Niepotrzebnie się mama tak o mnie martwiła. Napisałem jej SMS-a, że już jadę żeby w domu na zawału nie padła z tych nerwów.  Założyłem sobie słuchawki i włączyłem muzykę. Teraz tylko przeżyć te dwie nudne godziny i wysiąść w Londynie....






Dziękuje za komentarze<3 Jak się wyrobię to jutro dodam nexta. W końcu będzie spotkanie:) Wiem, wiem długo przeciągam, niedobra jestem:D
Proszę o dużo komentarzy, bo mnie motywują. Dla Was to chwilka, a dla mnie sens pisania bloga.
Z góry dziękuję:***
Jeśli ktoś chce żebym go informowała na twitterze to piszcie w komentarzach.


niedziela, 10 lutego 2013

ROZDZIAŁ 14


~jakiś czas później~


Ciepłe lipcowe popołudnie, nie ma chyba nic piękniejszego na świecie. Mama pojechała do swojej znajomej i zabrała Jessicę, ja zostałem, wolałem cieszyć się ostatnimi chwilami samotności i spokoju. Siedziałem na podwórku,łapczywie biorąc każdy oddech, jakby miał być on moim ostatnim. Promienie słońca otulały moja twarz. To wszystko było tak cudowne, a jednocześnie takie zwykłe i codzienne.  Każda chwila, każda sekunda dawały mi ukojenie i przynosiły spokój. To dziwne jak człowiekowi czasem niewiele potrzeba do szczęścia....właśnie, tylko czasem. Mimo, że spełniły się moje marzenia, nie poczułem jakieś wewnętrznej radości, czułem obawę jak to będzie..... Jak ja się cholernie bałem. Wiedziałem jednak, że nie mogę się poddać, nie teraz. Zbyt długo czekałem na taka szansę, nie mogę jej zmarnować.....
Nagle z zamyślenia wyrwał mnie dźwięk telefonu. Zero spokoju na tym świecie. Spojrzałem na wyświetlacz, dzwonił Max. -To ja znam jakiegoś Max'a?!- zapytałem sam siebie po czym doszło do mnie, że jednak znam. Tak, tak przyznaje jestem troszeczkę nierozgarnięty,ale tylko czasem.
Odebrałem telefon i usłyszałem męski głos.Tak to był głos Max'a, teraz już doskonale wszystko pamiętałem.
-Hej młody!-powiedział na przywitanie, a ja myślałem, że mnie jasny szlag trafi, no bo ileż można człowiekowi wiek wypominać. -Hej stary, łysy durniu!- chciałem powiedzieć, ale za chwilkę ochłonąłem, wróciłem do stanu równowagi psychicznej i się wyluzowałem jak kaczka na niedzielny obiadek.
-Cześć Max! Co się stało, że dzwonisz?-przywitałem się i grzecznie zapytałem naszego pana kierownika.
-Ciele oknem wyleciało!!!-powiedział i zaczął się śmiać, ale jak zorientował się, że mnie ty kompletnie nie ruszyło to się uspokoił. Ja to jednak potrafię człowieka zagiąć. Co on myśli z takim sucharem mi tu wyjechał, a ja się mam śmiać. No on chyba raczej jakiś niepoważny jest.
-Sorry, nie mogłem się powstrzymać.- powiedziało biedactwo skruszonym głosikiem.
-Spoko, rozumiem, ale dalej nie wiem o co chodzi?-dociekałem.
-A no tak, zapomniałem! Bo nie wiem czy pamiętasz, ale mieliśmy sobie zorganizować jakiś wypad w piątkę, więc pomyślałem, że to chyba najwyższy czas. Co Ty na to? -powiedział.
-To super, A kiedy?-zapytałem.
-W najbliższą sobotę w Londynie, dokładnie jeszcze wszystko obgadamy. Dasz radę?
-Mi pasuje. A jak z resztą?
-Dzwoniłem już do nich, raczej dadzą radę. Mam nadzieję, że uda nam się w końcu lepiej poznać, bo ostatnio to raczej ciężko było tego dokonać.-powiedział Max.
-Też tak myślę. Musimy tylko fajnie wykorzystać ten dzień, ale z tym napewno nie będzie problemów.
-Jasne. Postaram się coś wymyślić. W sumie pomyślałem o wesołym miasteczku, ale to chyba głupi pomysł...-zaproponował.
-Nie, no co ty świetny! Tak dawno nie byłem w wesołym miasteczku, z chęcią się przejdę. tam zawsze jest co robić. - odpowiedziałem z entuzjazmem, mając nadzieję, że może tam będzie jakaś ciuchcia i mnie wpuszczą.
-To super, już się bałem, że ci się nie spodoba. Ja też dawno nie byłem w wesołym miasteczku, juz chyba z dziesięć lat, nawet tego za dobrze nie pamiętam. A Ty kiedy byłeś?-spytał.
-Yyyyy.....no.....aż tak dawno to nie, ale już dłuższy czas. Nie mogę się doczekać naszego spotkania, będzie świetna zabawa.-starałem się jak najszybciej odejść od tamtego tematu. Ja się tam serio będę musiał opanowywać żeby czasem nie napaść stoiska z watą, albo czegos innego głupiego nie zrobić.
-No jasne. To do zobaczenia. Będę jeszcze dzwonił to umówimy konkretną godzinę i miejsce. - zaznaczył Max.
-OK, będę czekał. Narazie.
-Cześć. -odpowiedział Max i się rozłączył.
No to super, teraz będę musiał naprawdę uważać żeby nie wzięli mnie za małolata. Przecież jak ja zobaczę ciuchcię to się nie powstrzymam. Dlaczego?!!!!! Jak ja mogłem byś taki głupi i się zgodzić. No nic, trzeba potrenować swoją słabą silną wolę, mam czas do soboty.-pomyślałem sobie, gdy usłyszałem jak mama i Jess podjechały. No i koniec spokoju...
-Co robiłeś jak nas nie było?-zapytała mama
-Nic ciekawego. Dzwonił ten Max z zespołu, umówiliśmy się na spotkanie w sobotę.-odpowiedziałem.
-To fajnie, a co będziecie robić?-spytała młoda.
-Wstępnie umówiliśmy się, że pójdziemy do wesołego mia.....-niestety nie było dane mi dokończyć, gdyż moja kochana siostrzyczka wraz z mamą popadły w histeryczny śmiech.
-No to sobie Nathanku przynajmniej kółeczko dokończysz.-powiedziała mama gdy troszkę się uspokoiła, ale ledwo powstrzymując od płaczu.....






Dziękuję za komentarze:) Przepraszam, że tak długo nie dodawałam, ale szkoła mi na to nie pozwala.
Nastepny rozdział dodam za tydzień w weekend, jak mi się uda to może nawet dwa, ale nie obiecuję:D Kolejny będzie ciekawszy, czego się pewnie domyślacie. Obiecuję<3
Do następnego...

niedziela, 3 lutego 2013

The Versatile Blogger Award


Dziękuję za nominację http://lasttoknowblog.blogspot.com/ :) Polecam, super opowiadanie.



The Versatile Blogger - co powinien zrobić nominowany:

- podziękować nominującemu na jego blogu,
- pokazać nagrodę Versatile Blogger u siebie,
- ujawnić 7 faktów dotyczących samego siebie,
- nominować 10 blogów, które jego zdaniem na to zasługują,
- poinformować o tym fakcie autorów nominowanych blogów.
 
 
Pierwsze dwa z głowy, teraz trzeci... OMG!!! Siedem faktów o mnie, nie wiem jak to ogarnę, ale dobra zaczynam:
 
1.Ostatnio uzależniłam się od Twittera (ale dobrze mi z tym) :) Bo tylko tam mogę swobodnie porozmawiać ze wspaniałymi ludźmi na interesujące mnie tematy. To szczególnie dla mnie ważne bo jestem nieśmiała i boję się rozmawiać z ludźmi twarzą w twarz.
 
2.Chodzę do liceum o profilu policyjnym, ale nie wiąże mojej przyszłości z tym kierunkiem. Bardziej interesuje mnie marketing, reżyserka lub dziennikarstwo :D
 
3.The Wanted słucham od końca czerwca 2012, zaczęłam kilka dni przed wakacjami kiedy zobaczyłam w TV teledysk do Chasing The Sun, ale wcześniej słyszałam tą piosenkę w radiu i za mną chodziła, tylko nie zastanawiałam się nad tym kto ją śpiewa, więc kiedy tylko zobaczyłam nazwę i tytuł, że tak powiem ,,czarno na białym'' zaczęło się przeszukiwanie internetu. Najlepsze było odkrywanie kolejnych piosenek, teledysków, faktów o zespole, wiele godzin, a może nawet dni spędziłam wtedy przy komputerze i nadal spędzam, ale tego nie żałuje, bo to moja pasja i wszyscy mogą mnie uważać za nienormalną, ale ja z tego nie zrezygnuje. (..i mówię, że to kocham, nawet po długości widać, że mogę o tym pisać godzinami, ale nie chcę was zanudzać).
 
4. TWFanmily jest dla mnie jak rodzina i najlepsi przyjaciele:) To pierwszy i jedyny fandom, w którym jestem i będę zawsze.
 
5.Mam ogromna nadzieję, że moi znajomi nie dowiedzą się o blogu i koncie na tt, bo to by była zagłada:) Oczywiście nie mówię tu o rodzinie, która i tak o tym wszystkim wie.
 
6.Nie pije kawy, za to herbatkę kocham<3
 
7.Uważam, że miłość jest piękna, ale zakochanie się do dupy.
 
Nawet łatwo poszło, jest siedem:)
 
A teraz blogi, które nominuję:
 
Jest 10:)
 
 
Kolejny rozdział będzie w przyszły weekend, bo dziś się nie wyrobię. Dużo nauki, a poza tym brak weny, a raczej humoru, a nie chce dodawać jakiś smętów skoro to ma być wesołe opowiadanie. Wolę dodać jeden fajny rozdział niż kilka badziewnych. Mam nadzieję, że mnie rozumiecie:)
Do następnego...
 
 
 
 
 
 
 
 
 
 
 
 
 
 
 
 

sobota, 2 lutego 2013

ROZDZIAŁ 13

Obudziłem się rano, ale nadal byłem wykończony wczorajszymi przeżyciami na korytarzu. Czułem spokój, że już wszystko za mną i nie muszę przejmować się przesłuchaniem, ale dalej pozostawał pewien niepokój, choć był on raczej pozytywny, jeżeli to właściwe określenie. Spełniłem pragnienia i się nie poddałem mimo przeciwnością losu. Pracowałem ciężko i podążałem za marzeniami i jestem szczęśliwy, że udało mi się bo nie wszyscy ludzie mają tyle szczęścia co ja, a niektórzy nie potrafią docenić, że im się poszczęściło. Życie jest dziwne i niesprawiedliwe. Muszę zrobić wszystko żeby nie spieprzyć danej mi szansy, być może pierwszej, jedynej i ostatniej.... Przez ta kilka dni moje życie zmieniło się o 180 stopni, przestałem być szczeniakiem, ale nie mogę powiedzieć żebym był dojrzały, nie, jeszcze nie teraz.
Kiedy już skończyłem dumać wstałem, gdyż musiałem trochę ogarnąć najbliższe otoczenie, bo przez ostatnie dni nie było na to czasu. Ubrałem na siebie to co wpadło mi w ręce, zjadłem śniadanie, umyłem swoje piękne białe ząbki, zrobiłem jeszcze kilka innych pasjonujących rzeczy i wziąłem się za sprzątanie, bo chciałem zrobić niespodziankę mamie i Jess, które jeszcze spały. Ja ostatnio nie mogę, energia mnie rozpiera, a to dziwne bo zawsze byłem śpiochem, to pewnie tylko chwilowa słabość. Pousuwałem w kuchni i trochę w salonie,bo tam mama sprząta i jest czyściutko, ale potem wziąłem się za pokój..... tu już porządeczku nie było. Mama tam nie wchodzi bo się boi, a Jess tylko wtedy kiedy coś chce, ale to tak szybko wchodzi i wychodzi. Zaskoczę je i sprawie,że mój pokój będzie ślnił.... Powiedziałem to?! No dobra, jak się powiedziało A to trzeba powiedzieć B. Zabrałem wszystkie potrzebne rzeczy, a przynajmniej te które mi się taki wydawały, czyli wszystko co znalazłem.:) Jakoś się tam dotoczyłem, choć powiem było to trudne z tym arsenałem na rękach.
Rzuciłem wszystko na podłogę, dopiero po tym zorientowałem się, że mogła być tam jakaś szklana butelka.... na szczęście nie było. Choć w kilku tak jakby coś zawrzało i zrobiły się takie białe bąbelki w środku. Wystraszyłem się i wolałem dmuchać na zimne, więc schowałem się za biurko, aby przeczekać ewentualną eksplozję. Siedziałem tam z pięć minut i nic się nie działo, więc postanowiłem powoli wyłonić się z mojej kryjówki, najpierw wychyliłem ostrożnie głowę, do której wkrótce dołączyła reszta ciała. Chyba już jestem bezpieczny - stwierdziłem. I zacząłem przeglądać te specyfiki, choć z pewną rezerwą.  To niebieskie w butelce z dzyndzelkiem to chyba płyn do mycia okien, bo szyba jest na etykiecie narysowana. O!!!! Co ja patrzę..... to jest z dodatkiem alkoholu:) Coś czuję, że to sprzątanie będzie fascynujące. Gdy już wiedziałem jaki środek jest do czego, łatwizna, przecież są obrazki, zabrałem się do właściwego sprzatania. Pozbierałem ubrania z podłogi i zaniosłem do prania, cały kosz się uzbierał....to się mama zdziwi. Wróciłem do królestwa pozbierać śmieci, czyli w moim wydaniu pomięte kartki z jakimiś nieudolnymi tekstami piosenek, opakowania po ciastkach, itp. Kolejny kosz się zapełnił:) Jak już miałem swobodne przejście to starłem sobie kurze z mebli.,ale się umachałem tą szmatą......szkoda gadać.  Później były okna i płyn z alkoholem, bo to tak musi być żeby smug nie było. Po tej czynności ogarnął mnie taki dobry humor, tak nagle, nie wiem czemu....  Zmieniłem sobie pościel, tak wiem zdolny jestem. Poukładałem resztę klamotów, w sensie czyste ubrania do szafy, książki na półki (skąd tego tyle na wierzchu jak ja nie czytam, no nie wiem), z biurka sobie sprzątłem i już było cudnie, jeszcze tylko poodkurzać.... No tak, ale gdzie jest odkurzacz? Po chwili poszukiwań znalazłem i dotargałem do pokoju to bydlę. Myślałem,że zwariuję po drodze, to mi się kabel między nogami plącze, tu jakaś rura spadła, kawałek dalej się prawie zabiłem przez to wszystko, ale na szczęście wróciłem do położenia równowagi. Traumatyczne przeżycie. Jakoś, w niewyjaśniony nawet dla mnie sposób spiąłem wszystko to kupy i włączyłem ten kombajn. Szybko machałem tą rurą, bo hałasował,a ja nie chciałem obudzić domowników. Od razu poczułem, że mi się z wysiłku biceps powiększył. Zaniosłem odkurzacz z powrotem na swoje miejsce i wróciłem obejrzeć moje dzieło. Blask po prostu bił po oczach, aż się bałem wejść żeby niczego nie zepsuć. Była dziewiąta, trzy godzinki pracy, ale efekt jest zdumiewający.
Zmęczony sprzątaniem położyłem się na łóżku i za chwilę zasnąłem, ale długo sobie nie pospałem, bo Jess zaczęła się drzeć.
-Wstawaj, ty nic tylko byś spał!!!!!-odezwała się ta co wstaje skoro świt. Tak tu właśnie człowieka doceniają.....  







Trochę dłuższy niż ostatno, bo mnie wena naszła:) Mam nadzieje, że się podobał. Dziękuje za komentarze i proszę o więcej:*** Myślę,że jutro, a właściwie dziś dodam kolejny rozdział.
Do następnego...